Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Tzw. ACTA 3 pozwoli blokować „nielegalne treści” w internecie. Ustawa zakłada, że prezes UKE i KRRiT będą mogli decydować o usunięciu treści internetowych dotyczących 27 czynów zabronionych. Za przyjęciem ustawy głosowało 237 posłów, 200 było przeciw, a pięciu wstrzymało się od głosu. Teraz ustawa trafi pod obrady Senatu, a później na biurko prezydenta. Miejmy nadzieję, a głosy z Pałacu Prezydenckiego są wielce obiecujące, że ustawa kagańcowa (bo tak w istocie powinna się nazywać) zostanie przez głowę państwa bezwzględnie zawetowana, wrzucona do kosza.
Ustawa przewiduje, że urzędnicy będą mogli wydawać decyzję o blokowaniu treści dotyczących 27 czynów zabronionych, głównie Kodeksem Karnym, zawierających m.in.: groźby karalne, namowę do popełnienia samobójstwa, pochwalanie zachowań o charakterze pedofilskim, propagowanie ideologii totalitarnych, a także nawoływanie do nienawiści i znieważanie na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych – w tym treści zawierające mowę nienawiści, rozpowszechniane w mediach społecznościowych. W ustawie wymieniono też treści naruszające prawa autorskie czy treści odnoszące się do nielegalnej sprzedaży towarów lub nielegalnego świadczenia usług. Nowe przepisy uprawniają osoby fizyczne i m.in. prokuraturę, Policję, Krajową Administrację Skarbową, Straż Graniczną (w sprawach dot. handlu ludźmi) do złożenia wniosku o wydanie nakazu zablokowania nielegalnej treści. Zgodnie z ustawą autor spornej treści będzie otrzymywał zawiadomienie o rozpoczęciu procedury i będzie miał dwa dni na przedstawienie swojego stanowiska. Nadzór nad stosowaniem przepisów DSA w Polsce sprawować będzie prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE), Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) a także prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK).
Sądzę, że wielu naszych szanownych czytelników zgodzi się z większością zapisów tej ustawy. Należy jednak zwrócić uwagę, że to urzędnicy będą podejmowali decyzje, co może, a co nie może być publikowane w sieci. Jeżeli weźmiemy „pod lupę” tzw. „mowę nienawiści”, to wystarczy przyjrzeć się praktykom stosowanym w zachodnich krajach Unii Europejskich, by zrozumieć przed jak wielkim stoimy niebezpieczeństwem. Zwracam uprzejmie uwagę, że wniosek o zablokowanie „nielegalnych treści” mogą złożyć osoby fizyczne. Nietrudno sobie wyobrazić (a przecież lewicowych szaleńców nie brakuje), że będzie to pałka na przeciwników politycznych. Przykład pierwszy z brzegu? Proszę bardzo. Do Polski wrócił pan Janusz Waluś, który w RPA zabił Chrisa Haniego (komunistę). Po powrocie pan Waluś udzielił wywiadu Kanałowi Zero. Jeszcze przed publikacją tej rozmowy polska lewica dostała emocjonalnego wzburzenia, że „jak to, że co to i w ogóle, dlaczego” daje się czas antenowy panu Walusiowi. Ostrzegano, że wywiad znajdzie się pod lupą lewicowych aktywistów, którzy, jakby co, to zaraz polecą do prokuratury z uprzejmym donosem. Pod rządami nowej ustawy wystarczy, że pstrykną i ten wywiad zostanie usunięty z oferty Kanału Zero. I wtedy p. Stanowski razem z p. Mazurkiem będą mogli wnieść sprzeciw do sądu powszechnego. Pięknie sobie to lewica, która zawsze jest antywolnościowa, rozrysowała. Z tej zmiany cieszy się już wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski (a jakże: Lewica). „Państwo będzie miało realne narzędzia do walki z nielegalnymi treściami, oszustwami finansowymi w sieci i dezinformacją. Dziękuję posłom za merytoryczną pracę i zaproponowanie wielu ważnych poprawek” – napisał premier Gawkowski. Mnie się to osobiście nie podoba, bo cały jestem ufundowany na Sarmacji. Jeżeli uznać, że to co piszę jest moją własnością, to muszę przypomnieć, że król i pan nasz Władysław Jagiełło nadał mi prawo nietykalności zarówno osobistej jak i majątkowej! „Neminem captivabimus nisi iure victum” (w dosłownym przekazie na polski: „Nikogo nie uwięzimy, kto nie zostanie pokonany prawem”). Władca nie miał odtąd możliwości ani wtrącić szlachcica do lochu, ani skonfiskować jego dóbr. Sąd i tylko sąd może coś mi odebrać! Nie żaden lewicowy działacz, nawet jeżeli jest wicepremierem.
Przypominam, że nawet najostrzejsza krytyka tronu, która za granicą uchodziłaby za akt obrazy majestatu, w Polsce była… tolerowana. Poważnej kary nie poniósł nawet sekretarz Jagiełły po tym, jak nazwał go w politycznym paszkwilu zniedołężniałym starcem, a o nielubianej królowej Elżbiecie napisał, że jest „śmierdzącą maciorą”. Sądzę, że tak król jak i królowa nie czuli się komfortowo, ale nikogo w lochu nie wtrącono.
„Wolność nie jest dana raz na zawsze” – powtarzają politycy w patetycznych przemówieniach, którymi tak lubią wypełniać świąteczne akademie. A teraz ci sami politycy z równą powagą mówią, że dla naszego dobra trzeba ją „troszeczkę ograniczyć”. W imię bezpieczeństwa, w imię walki z nienawiścią, w imię… no właśnie, czego jeszcze? W imię wszystkiego, co akurat pasuje do uzasadnienia kolejnego kroku ku temu, by obywatel w sieci miał gębę na kłódkę.
Przy całej tej farsie warto przypomnieć słowa, które przewijają się przez naszą historię: „Tam, gdzie zaczyna się cenzura, kończy się wolność”. A także słowa amerykańskiego sędziego Olivera Holmesa: „Największym zagrożeniem dla wolności jest gorliwość, z jaką ludzie chcą ją ograniczać dla dobra innych”.
Nie chodzi o obronę hejtu, przestępstw ani patologii. Chodzi o obronę tego, by państwo – albo jeszcze gorzej: indywidualni donosiciele – nie decydowali o tym, co wolno powiedzieć, a czego nie. Bo historia uczy nas jednego: mechanizmy cenzury nigdy nie zatrzymują się na swoich „szlachetnych” początkach. Zawsze chcą więcej i więcej. I właśnie dlatego ACTA 3 jest ustawą kagańcową. Nie dlatego, że walczy ze złem – lecz dlatego, że daje zbyt wielu ludziom zbyt dużą władzę nad tym, co inni mogą przeczytać, obejrzeć i powiedzieć.
Ktoś może powiedzieć, że mnie to nie dotyczy. Błąd. Profesor Wolniewicz pisał: „Wy zaś siedzicie sobie szczęśliwi, jak ten zając pod miedzą, co myśliwi o nim nie wiedzą. Dobrze wiedzą, ale tymczasem polują na grubszą zwierzynę; wami zajmą się w swoim czasie… Nie od razu Kraków zbudowano, a nowy totalitaryzm też nie. Tego nie robią przecież amatorzy. Akcja zniewalania tych, co się lewactwu przeciwstawiają, jest głęboko przemyślana; nie otwiera się zbyt wielu frontów na raz. Główne uderzenie idzie dalej na Radio Maryja”. Przypomnijmy, że prof. Wolniewicz zmarł w 2017, a kilka dni temu agenci CBA wtargnęli do siedziby Fundacji „Lux Veritatis” (nadawca Telewizji Trwam). Wolniewicz prorokiem był…
Wolność słowa „ginie nie krzykiem, lecz szeptem”. I właśnie ten szept urzędniczych decyzji, podejmowanych za zamkniętymi drzwiami, powinien dziś niepokoić nas najbardziej.






