Fotografie pochodzą z Narodowego Archiwum Cyfrowego. Album: Warszawa lata 30.
Zdjęcia skrywają w sobie prawdę. Zamknięty w kadrze obraz może milczeć wiele lat. Ale gdy na niego ktoś spojrzy – jest wymowniejszy niż tysiąc słów.
Oto fotografia z sierpnia 1939 roku. Przedstawia prezydenta RP Ignacego Mościckiego – właśnie wrócił do Warszawy z wakacji w Wiśle. Jest w towarzystwie premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego i ministra Tadeusza Kasprzyckiego. Mają pogodne twarze, rozmawiają. Głowa państwa, w garniturze i kapeluszu, patrzy w obiektyw. Nad ich głowami jeszcze świeci słońce…
Na innych grupki ludzi przed sklepami, które zostały zamknięte. Tak karano spekulantów, którzy korzystając z powszechnego strachu przed wojną podnosili ceny żywności i innych podstawowych artykułów, narażając ludność cywilną na straty.
Na kolejnej kolejka przed sklepem – stoją panowie, stoją panie, nie ma paniki, jest determinacja. Chcą kupić więcej żywności. Jest koniec sierpnia.
I jeszcze jedna: plac Piłsudskiego. Uchwycono na pierwszym planie trzy osoby. Mężczyzna w charakterystycznych okularach z okrągłymi oprawkami. Opalony i uśmiechnięty. Druga osoba schyla się i jest odwrócona tyłem. Uwagę zwraca natomiast trzecia postać: szczupła dziewczyna w jasnej bluzce z krótkimi rękawami i ciemnej spódnicy, zamaszyście podrzuca łopatą ziemię. Jest radosna. I ma prześliczną twarz. Może to rodzeństwo. Może przyjaciele. Może tych dwoje właśnie wymieniło pierwsze spojrzenie i ich młodziutkie serca zadrżały. Są tu i teraz. A tymczasem 1 IX coraz bliżej…
23 IX już wszystko było wiadome. Pakt podpisany. Plany poczynione. Ci, którzy nienawidzili wersalskiego ładu w Europie – najbardziej nienawidzili Polski, bo powojenny ład przywrócił ją na mapę kontynentu. Ci, którzy dostali srogą nauczkę na przedpolach Warszawy w 1920 roku – od kilkunastu lat dławili się nienawiścią. Nadchodził ich czas.
Stare kalendarze są równie prawdomówne, jak fotografie. I mówią, że 1 IX w 1939 roku przypadał w piątek. Władze wcześniej zdecydowały, że rok szkolny rozpocznie się w związku z tym w poniedziałek, 4 września. Kto się cieszy – a kto nie może doczekać? Nie wiadomo, ale możemy domniemywać, iż doświadczeni uczniowie korzystają z ostatnich dni wolności, najmłodsi, którzy dopiero mają rozpocząć naukę, już odliczają dni, kiedy i dla nich zadzwoni pierwszy dzwonek.
Nie zadzwonił – ani w piątek, ani w poniedziałek.
W Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie znajdują się dwa telegramy Armii Kraków. Ich istnienie odkrył i wyciągnął na światło dzienne Tomasz Muskus, polonijny działacz. Telegramy podają datę – pierwszy dzień września – i godzinę – 3:14. Ich treść jest następująca: „Na bezpośrednim przedpolu Rybnika własne odziały w styczności z nieprzyjacielem stwierdzono około 3:14 30 czołgów… lotnisko w Krakowie zbombardowane… pozostały jeszcze 2 budynki” – napisano w pierwszym. „O świcie w godzinach 3:30-5:00 nieprzyjaciel przekroczył granice Polski” – tyle czytamy w drugim. Z treścią telegramów pokrywa się zawartość znanego, niemieckiego dokumentu, opisującego wkroczenie na ziemie polskie 5 Dywizji Pancernej Wehrmachtu.
Przedwojenna mapa Polski. Jeszcze kilka minut temu aktualna. Teraz już nie. Jeszcze na prawie całym jej terenie mocno osadzona jest w sercach nadzieja. Są żołnierze. Nie brakuje bojowego ducha. I głosu rozsądku tych, którzy kładąc się spać nie wierzyli, by Europa, zmasakrowana dwadzieścia lat wcześniej Wielką Wojną – pozwoliła na kolejny konflikt zbrojny. Ludzie śpią w swoich łóżkach – niektórzy niespokojnie, nieliczni błogo. Kiedy nadejdzie świt – uczniowie powinni pomyśleć o tornistrach, które będą potrzebne w poniedziałek. Dziewczęta – o uśmiechniętych chłopcach, kawalerowie – o ślicznych pannach. Politycy – o polityce, domowe gospodynie – o zakupach. Nikt nie wie, że już niebawem wszystkim śnić się będą tylko koszmary.
4 kierunki uderzenia: z Prus Wschodnich, z Pomorza Zachodniego, z Dolnego Śląska i z Górnego Śląska. 3:14 – okolice Rybnika. 4:40 – Wieluń, 20 km od ówczesnej polsko – niemieckiej granicy. 4:43 – Tczew. 4:45 – Westerplatte. Zachowało się nagranie, na którym pełen buty głos obwieszcza w niemieckim języku: „Zaczęło się! (…) Widzę wszystko bardzo dokładnie, bo od pancernika dzieli mnie tylko 200 metrów! (…) Potężnie przemawia niemiecka broń”!
Świadkowie zapamiętali i opowiadali później, że przed warszawskimi lokalami w nocy z 31 sierpnia na 1 września czekały, jak zawsze, dorożki. Aby zawieźć po zabawie towarzystwo do domów. Woźnica, ten i ów, przysypia na koźle. Zanim wszyscy wyśpią się rzetelnie – dawny świat skończy się bezpowrotnie. Już za chwilę z głośników popłyną słowa spikera z nienaganną dykcją: „Halo, halo, tu mówi Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia…”, prezydenta Stefana Starzyńskiego: „A więc wojna! Walka aż do zwycięstwa”! i prezydenta Ignacego Mościckiego: „wobec Boga i ludzi – cały Naród – do boju…”!
Piekło będzie trwać 6 lat. Pochłonie 60 mln śmiertelnych ofiar. Co dziesiąty z nich – to Polak. 35 mln ludzi odniesie rany. 110 mln żołnierzy zostanie zmobilizowanych. 61 państw weźmie udział w najkrwawszym konflikcie wszech czasów. Pierwszą ofiarą i najtragiczniejszym przegranym – będzie nasza Ojczyzna.
Oficer Marian Zdon, który sygnował telegram Armii Kraków wysłany nad ranem 1 IX 1939, zginął dzień później. W Wieluniu dzieci nie dośniły do świtu. Na Westerplatte polski żołnierz walczył już, gdy warszawscy dorożkarze drzemali jeszcze na kozłach w oczekiwaniu na klientów. Gazety 2 IX doniosły, że w związku z wybuchem wojny (która przecież nie może długo potrwać, o nie!) rok szkolny rozpocznie się 11 IX, a jeśli ktoś spóźni się z powodu problemów z komunikacją, to ma zostać przyjęty bez problemów do odpowiedniej klasy. Żadnego ucznia nie powinien ominąć pierwszy dzwonek!
Prezydent Ignacy Mościcki już niebawem przekroczy polsko – rumuńską granicę.
Nie wiemy, co stało się z młodziutką, piękną dziewczyną z sierpniowej fotografii i jej uśmiechniętym, opalonym towarzyszem. I musimy pogodzić się z tym, że może nigdy nie dowiemy się, kim byli dla siebie. I co stało się z nimi dzień, miesiąc, rok, 5 lat po tym, kiedy zostali przez nieznanego autora utrwaleni w tamtym, ostatnim momencie…