Co tu zrobić, co tu zrobić? Jak mieć ciastko i zjeść ciastko? Jak zapalić Bogu świeczkę a diabłu ogarek? Wicepremier Kosiniak – Kamysz ma niezłą zagwozdkę. Chodzi oczywiście o tzw. związki partnerskie (w efekcie jest to proces zmierzający do zrównania związków osób tej samej płci z instytucją małżeństwa), które promuje Lewica. Lewica musi forsować głupie idee (zresztą robi to z zasady), bo po laniu jakie otrzymała w ostatnich wyborach do Eurokołchozu ledwo trzyma się na nogach i żaden węgiel aktywny nie jest w stanie powstrzymać w niej galopującej…dolegliwości.
Wróćmy jednak do wicepremiera z PSL, który miał rozmawiać z ministrantką z Lewicy w sprawie powyższej. Po tej rozmowie obie strony wydały ważne komunikaty o mniej więcej następującej treści: Dziad gadał do obraza, a obraz ani raza. Lewica ma nadzieję, że chłopy pokochają jej pomysły, a tu wiele znaków na niebie i ziemi wskakuje na to, że chłopy pomacać to by i chciały, ale przytulić, to w żadnym wypadku. Takie są skutki zawiązywania koalicji od Sasa do Lasa.
Dlaczego Kosiniak – Kamysz stoi w takim poważnym rozkroku? Bo raz już „dał ciała” kiedy to jakiś jegomość na zlocie PO przejechał się do kościele jako po łysej kobyle, a on siedział jak na jakimś tureckim kazaniu. Rolnicy porachowali PSL-owi wówczas kości, że aż jęknęło po całej Polsce. W kwestach światopoglądowych polska wieś jest nadal bastionem konserwatyzmu i PSL chcąc zachować jakiekolwiek przyczółki w swoim tradycyjnym elektoracie – nie może podcinać swoich ostatnich korzeni. Jeżeli PSL pójdzie na jakikolwiek kompromis z Lewicą – PiS to bezwzględnie wykorzysta i dobije PSL na wsi.
Także Kosiniak – Kamysz ma ciężki orzech do zgryzienia, bo jakkolwiek nie postąpi – dostanie z liścia albo od PiS-u, albo od koalicjanta. Zobaczymy czym ten skoczny kadryl się skończy, bo zapowiada się ciekawie.