Powoli zbliża się godzina zamknięcia lokali wyborczych (felieton ukaże się w poniedziałek 10 czerwca), a ja jeszcze o tym co wydarzyło się przed wyborami. Mój dobry znajomy zapytał mnie, jak to się dzieje, że formacji rządzącej udało się 4 czerwca na manifestacji w Warszawie zgromadzić ok. 15 tys. (inne źródła podają ok. 30 tys.) zwolenników, w sytuacji gdy gołym okiem widać, iż Koalicja nie realizuje swoich obietnic wyborczych, w zamian za to wstrzymuje kluczowe dla Polski inwestycje, takie jak np. CPK.
Szanowny p. Marcinie sądzę, że dla wielu Polaków mało istotne jest to, gdzie rozbili swój namiot: w obozie kłamstwa, czy w też w koszu prawdy, czy opowiedzieli się po stronie łajdaków czy po stronie ludzi prawych, czy klaszczą łgarzom, a nie zamierzają bić braw ludziom szczerym. Oczywiście w polityce rzadko kiedy występują sytuacje 0-1, ale naprawdę szkoda papieru i inkaustu, by udowadniać oczywistą tezę, że obecna koalicja rządowa składa się politycznych oszustów, a złapani za rękę – wołają, że to nie ich.
Dlaczego część Polaków mimo to na nich głosuje? Nie widzą oszustwa, głusi są na słowa, fakty do nich nie docierają? Znaczy się, do jakiejś części elektoratu Koalicji fakty oczywiście nie mają żadnego znaczenia, jeżeli stoją one w jawnej opozycji do ich stanowiska. Więc jaki imperatyw kieruje ludźmi, którzy przy urnie podejmują decyzję wyborcze, a tym samym nakładają na barki wszystkich Polaków tak nieznośne ciężary? Otóż ważna jest owa świadomość, że wyborcy obecnie rządzących – w ich mniemaniu – należą do jakiegoś elitarnego klubu, do salonu, że są crème de la crème Polaków. Powiedzieć im, że są Krakówkiem, to dostaną wprost zawału buta.
Waldemar Łysiak, jeden z najbardziej poczytnych polskich pisarzy, który jest jednocześnie ignorowany przez elity lewicowo-liberalne pisał: „W demokracji głosy ludzi wykształconych, ludzi rozsądnych i ludzi uczciwych liczą się tak samo jak głosy analfabetów, łotrów i prostytutek. A ponieważ w każdym państwie jest więcej głupków, szubrawców i kobiet źle się prowadzących niż ludzi rozumnych i prawych – to trzeba przyznać, że demokracja nie jest bezbłędna jeśli patrzeć na nią od strony wyborczych urn”.
Tak więc p. Marcinie – taka jest moja smuta diagnoza, którą podparłem cytatem z p. Łysiaka, który pozwolił sobie pojechać – jak mawia nasza złota młodzież – po bandzie, ale sądzę, że istotę problemu – oczywiście w dużym uproszczeniu – zarysował. Jak ten stan zmienić? Tak jak do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądz, tak by prawda zwyciężyła potrzebna jest: praca, praca i jeszcze raz ciężka praca.