Był człowiekiem, który w jednym zdaniu zmieścił teorię o osobistym długu każdego człowieka wobec swojej ojczyzny. Wadził się z samym monarchą, ale potem, doceniony przezeń, został wychowawcą królewskich potomków. Jego ukochany uczeń jest czczony jako święty Kościoła katolickiego. Studia rozpoczął w wieku 13 lat, ale nigdy ich nie skończył. Naukę kochał jednak bardzo… jako chłopak topił zabawki, by go nie odrywały od czytania. Został ojcem dziedziny wiedzy, której nigdy się nie uczył, nie studiował, nie wykładał. Swoją historyczną fascynację rozpoczął od… ściągniecia z wawelskiego sklepienia krzyżackich chorągwi w celu poddania ich badaniom i usestymatyzowaniu. Najważniejsze wydarzenie, coś w rodzaju doświadczenia pokoleniowego, które odcisnęło piętno na sposobie myślenia ówczesnych, poprzedziło jego narodziny o pięć lat. W czasie wyprawy na Węgry osłonił swego protektora własnym ciałem przed rabusiami. Zostawił nam mądrość, która dziś zdobywa coraz większą popularność: po pierwsze, historię trzeba znać, bo to najwznioślejsza z nauk. Po drugie, bez znajomości przeszłości jesteśmy bezradni w polityce. I po trzecie, fakty historyczne należy oceniać z perspektywy nauczania Kościoła. Z perspektywy człowieka wierzącego w Boga. Do tego wszystkiego dodajmy nowatorską, zupełnie nieznaną w tamtych czasach metodologię pracy, krytykę źródeł, zestawianie ich ze sobą oraz doszukiwanie się związków przyczynowo – skutkowych, i mamy przepis na sukces sprzed sześciu wieków, który nadal trwa. I trwać będzie! Sukces autorstwa Jana Długosza (1415 – 1480), wybitnego duchownego, historiografa, historyka, geografa, wychowawcy i dyplomaty, którego rocznice narodzin i śmierci w tym roku obchodzimy.
Był typowym synem polskiej ziemi, szlacheckiej, dobrej rodziny. Niewątpliwie uzdolniony, ciekawy świata i dziejów ludzkich, próg nieśmiertelnej sławy przekroczył jednak również z powodu rzetelnej, systematycznej i mądrze zaplanowanej pracy. Wierny i lojalny. Prostolinijny i szczery. Nie ukrywał dystansu do dynastii Jagiellonów, ale zdobył zaufanie króla do tego stopnia, że poproszono go, by kształcił wesołą gromadkę sześciu polskich królewiczów. Czterech z nich założy potem korony europejskie, a jeden, Kazimierz, zostanie świętym. Zadanie miał trudne: chłopcy byli synami mówiącego tylko po rusku ojca i niemieckojęzycznej matki z rodu Habsburgów… Dziś Polska pod rządami Kazimierza Jagiellończyka – czas, do którego wzdychają historycy – ma dwie „twarze”: twarz cudzoziemskiego artysty Wita Stwosza i rodzimego naukowca, Jana Długosza.
Kroniki nie przekazały następnym pokoleniom żadnych sensacyjnych wydarzeń z jego osobistego życia. Wiódł raczej spokojny żywot duchownego, na tyle, na ile pozwalały na to obowiązki pedagoga, dyplomaty i historiografa. Dobrze gospodarował. Podkrakowskie Pychowice długo pamiętały jego mocne, zdecydowane rządy. Oszczędnie żył. Dużo fundował: klasztory, kościoły, bursy. Sprowadził do Polski eremitów św. Pawła (czyli paulinów). Czytał dużo i pisał też niemało. Pisał z rzetelnością naukowca i żarliwością zakochanego. Uwielbiał Polskę. Zanim w XX wieku prymas Stefan Wyszyński powie, że „po Bogu naszą największą miłością jest Ojczyzna”, to samo wyznał pół tysiąclecia wcześniej kanonik z Krakowa, niedoszły arcybiskup lwowski (zmarł po wyborze i przed objęciem godności). Napisał wiele, ale najsławniejszym tytułem wśród wszystkich jego dzieł są Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, doprowadzone do roku 1480, roku śmierci ich autora. Umierając prosił, by dzieło było kontynuowane…
Dziś wiemy, czym byłyby narody bez swoich kronikarzy: tym samym, co średniowieczne zamki i katedry bez murarskiej zaprawy: górą kamieni.
Polskę przez wieki kształtowali nie ci, którzy wątpili w jej wielkość, w wartość zamieszkujących ją ludzi… Polskę wspaniałą i dumną stworzyli pewni i wierni w swoim kochaniu patrioci. Tacy jak on: Mistrz Jan Długosz herbu Wieniawa, jeden z największych intelektualistów średniowiecznej Europy, obdarzony dyskretnym, ale nie ulegającym wątpliwości urokiem erudyty…