Wybory prezydenckie to był swoisty „eksperyment naukowy”. Zastanawiające (podejrzane!) jest to, dlaczego Nawrocki wygrał tylko tak małą przewagą głosów, dlaczego nie otrzymał 70% głosów? To byłby wynik imponujący, ale mało wiarygodny. Ewidentne fałszerstwo. Jak więc otrzymać wynik 50% + mały „ogonek”, żeby był on wiarygodny. Ale dążenie do uzyskania małego „ogonka” jest niebezpieczne, gdyż mała (przypadkowa) fluktuacja wynikająca z błędów losowych mogłaby doprowadzić do przegranej. W czym problem? W koordynacji działań fałszerzy (agentów PiS). Gdyby pozwolić im na samodzielne decyzje dotyczące liczby sfałszowanych głosów, to mogliby przesadzić i „wykreować” 70% – albo starając się zachować tajemnicę, mogliby nie dopilnować wyniku i uzyskaliby tylko 49,9%, bo jak wiadomo Trzaskowski był „pewniakiem”.
Problem koordynacji wymaga dwóch rzeczy: 1) monitorowania w czasie aktualnego poziomu głosów, 2) decyzji ile i gdzie „dosypać” lub „unieważnić” głosów. Poza liczeniem głosów i manipulowaniem nimi (krzyżyki), wymaga to komunikacji między „agentami PiS” rozlokowanymi w komisjach a centrum decyzyjnym (CD). O istnieniu takiego CD informował Giertych wspominając o szkoleniach, które ukrywano przed społeczeństwem, i fakcie, że Kaczyński już o 21.00 wiedział, że wygrają (a Trzaskowski dał się „zrobić w konia” świętując sukces). Wszystko byłoby prawdziwe, gdyby udało się wyjaśnić JAK odbywała się taka komunikacja. Jeśli „agenci” posługiwali się dostępnymi sieciami GSM, to operatorzy sieci komórkowych powinni zarejestrować zwiększenie ilości i natężenia ruchu w sieci po 21.00. Trudno byłoby w komisjach nie zauważyć, że „agent PiS” intensywnie korzysta z komórki. A „agent PiS” był pewnie pilnie obserwowany przez kolegów związanych ideowo z władzą. Może „agenci PiS” mieli wszczepione do mózgu implanty komórkowe pozwalające na ukrytą komunikację z CD. A może porozumiewali się z CD telepatycznie z pomocą pola sił diabelskich lub „ducha świętego” (z centralą w Watykanie). Jeśli więc wybory zostały sfałszowane, to rozstrzygnąć to może ABW uzyskując dostęp do zapisów sieci komórkowych albo robiąc rewizję w siedzibie PiS, gdzie musiał być zainstalowany serwer (CD). Przydałaby się inspekcja w siedzibie Episkopatu, żeby wykluczyć działanie sił nadprzyrodzonych.
Albo wybory były sfałszowane i żyjemy pod kontrolą nieznanych w przyrodzie sił. Albo żyjemy w świecie normalnym, wybory nie były sfałszowane (choć zdarzały się losowe błędy), a Roman Giertych jest obłąkany…