Już mam powyżej uszu lamentu po hasłem „polaryzacja”. Frekwencja w tych „dziejowych” wyborach wyniosła 72% – czyli 28% dorosłych obywateli nie wzięło udziału w wyborach (nie mogli, nie chcieli, mieli to głęboko w nosie…). Przypuszczam, że kolejne 22% głosowało losowo – pod wpływem kompletnie przypadkowych „stymulacji”. Na Trzaskowskiego, bo Nawrocki to „alfons” lub na Nawrockiego bo Trzaskowski to „pedał”. I wykształcenie nie ma nic do rzeczy! Za kilka dni ich preferencje mogą się zmienić (losowo), zależnie od tego co się im w mózgu „odpali”.
A kim jest reszta? Tylko połowa społeczeństwa! Jest niezwykle zróżnicowaną zbiorowością, zróżnicowaną pod względem wieku (czyli czasu, który pozostał do… przeżycia, pamięci i doświadczenia, świadomości utraconych szans i nieosiągalnych perspektyw, zróżnicowania stanu zdrowia), dochodów (szans przełożenia go na zaspokojenie potrzeb), miejsca zamieszkania, profesji, płci… Wybory prezydenckie – niezależnie od tego jaką funkcję pełni w naszym systemie politycznym Prezydent – to mechanizm wyboru „osoby” (kandydata), ale również pewien mechanizm agregacji (symbolicznej redukcji złożoności), jej ujawnienia, „zmierzenia”. Angażujemy się po jednej ze stron w tej grze przeciągania liny. Zachęcamy się do „walki”, wspierania, wyrażamy preferencje, interesy… Nie zachowujemy się irracjonalnie. Nikt nie opowiada się za opcją, o której wie, że przyniesie mu szkodę. Może się oczywiście pomylić. Nad „elektoratami” nie czuwa opatrzność. Czuwają natomiast spece od „agitacji i propagandy”. Dobrze wiedzą, że „przekonywanie” to trudna sprawa, wymaga czasu, uwagi, chęci wysłuchania i umiejętności argumentacji (a czasem brak sensownych i wiarygodnych „argumentów”). Zamiast przekonywać wolą straszyć (nieszczęściem jakie przyniesie sukces konkurenta) i obrzydzać go moralnie, że nie jest godzien (fundamentalizm „moralny” szybuje w kosmos i przeciwnik musi zdać egzamin na „świętego”). Nic dziwnego, że po „klęsce o włos” wściekłość jest nie do opanowania, musi być przeniesiona – na dzieci, na wieśniaków, na podwładnych w pracy, manifestowana histerycznymi deklaracjami wyjazdu, „wypisania” się z tego parszywego „narodu”. To minie, emocje opadną, zamkną się w towarzyskich bańkach – wyczyści się konta na fb i X. Wrócimy do rutyny. I tylko po 5% skrajnych „demagogów” dalej będzie się „naparzać” w mediach. NIE ISTNIEJE ŻADNA POLARYZACJA. Jesteśmy normalni. A jak już musisz (czy musisz?) wierzyć w „polaryzację” to znajdziesz bez trudu wariatów, którzy to potwierdzą. Za pięć lat znów się „zagregujemy”, by się przejrzeć w krzywym zwierciadle „demokracji”.
Ale niedługo mamy wybory parlamentarne i zgoła odmienny kłopot. Nikt nie znajdzie kandydatów, partii, programu, z którym mógłby się całkowicie identyfikować! NIE MA NA KOGO GŁOSOWAĆ! I albo sam się wystawisz na wybory albo będziesz musiał na coś machnąć ręką lub przymknąć oko. Politycy zagrożeni „gilotyną progu” wyborczego będą musieli „agregować” ofertę – dla każdego coś dobrego, ale bez przesady, żeby nie utracić wiarygodności. Próg wyborczy to instytucja redukcji różnorodności, przeciwdziałająca amorfii, niestabilności systemu władzy, a jej ceną jest ryzyko, że wszyscy będą mieli wrażenie, ze nie mają w parlamencie „swoich” reprezentantów, a parlamentarzyści reprezentują samych siebie i ręka w ręka koszą „kilometrówki”.
Nie jesteśmy jednak aż tak różnorodni, wyjątkowi, unikalni jak się nam wydaje.
Polaryzacja i amorfia to tylko przejawy życia politycznego, instytucji „demokracji”. Włosy z głowy drą „inteligenci”, którzy nie mogą znieść tego, że ktoś „wybrał za nich” (?) nie tak jakby sobie tego życzyli lub nie mogą pogodzić się z tym, że sami są jedynie częścią „masy statystycznej” której zachowaniami można umiejętnie „manipulować” w kierunku pożądanym przez ich … pryncypałów.
W Grecji – ojczyźnie „demokracji” demosu nienawidzili arystokraci. A demos w odwecie sięgał po oręż ostracyzmu.
* tytuł pochodzi od redakcji M24