Oczy i uwaga świata zwróciły się na papiestwo. Odszedł ten, którego wybrano nie po śmierci, lecz po dymisji poprzednika. Który sprawił, że dużo w Watykanie się zmieniło.
Ostatni papieże „przyzwyczaili” nas do zaskoczenia. Zarówno prorok i Boży artysta Jan Paweł II, jak i teolog o wyśmienitym piórze, Benedykt XVI – oraz papież ubogich i wykluczonych, Franciszek – zmieniali tak dużo, że chyba więcej się nie da.
I właśnie teraz – gdy wierni na całym świecie radują się z wyboru Leona XIV – właśnie teraz zapraszam, drogi Czytelniku w podróż w czasie… nie, nie do epoki JPII, choć to wtedy Watykan stał się dla nas, Polaków, drugim domem. Lecz do czasów bardziej odległych, kiedy wszystko się zaczęło.
A zaczęło się tak…
I
W wiosce na powrót zrobiło się cicho. Opadł kurz. Odjechali.
Dzicy i okrutni – pojawiali się nagle i łapali dziewczęta i chłopców. Niektóre ofiary były jeszcze dziećmi.
Powstał złowrogi zamęt. Krzyki, płacz, bicie, krew. Krępowano ich i zabierano. Matki rzucały się na ziemię i wyły z rozpaczy.
A potem cisza. Kobieta, która patrzyła w dal – w tę stronę, w którą odjechali – miała w oczach obłęd. Kilkanaście lat temu tacy sami ludzie porwali jej starszą córkę. Teraz młodszą. Wiedziała, że ani jednej, ani drugiej już nigdy w życiu nie zobaczy.
II
Książę zwiesił głowę. To już drugi raz – drugi raz go pokonano. I dokonał tego nie król, lecz pograniczny awanturnik, choć należący do królewskiej rodziny.
Czuł gorycz porażki. I lęk o to, co będzie dalej.
Miał przed sobą silną i rosnącą w siłę potęgę niemiecką. Odwrócił się. Tam, na wschodzie, rozciągały się jego ziemie, mieszkali jego poddani. Od kilkudziesięciu lat wycinali dęby i budowali grody – aby obronić się przed tymi, którzy handlują niewolnikami. Czy to wystarczy? Czasy były niespokojne. I ten niemiecki żywioł, który nacierał z zachodu, by zagarnąć ziemię jego, Mieszka, władcy Polan.
Książę skierował twarz, spoconą i zakurzoną, ku południowi. „Wszystko musi się zmienić” – pomyślał.
III
Dni były coraz dłuższe. Noce – krótkie, ciepłe, pachnące. Zieleń z delikatnej, dziewiczej – stawała się soczysta, intensywna, odurzająca. Ptaki wyprawiały cuda. Owady zatracały się w swoim szaleństwie.
Dobiegało końca pierwsze tysiąclecie.
Na dworze panowało skupienie i żałoba.
Umarł ten, który przyjął Chrystusa. Który pokonał awanturniczego grafa Wichmana. Który po każdorazowej śmierci Cesarza Rzymskiego Narodu Niemieckiego mądrze rozgrywał sytuację. Który z Wielkopolską połączył Małopolskę, Śląsk, kawałek Mazowsza a nawet Pomorza i sięgnął po Grody Czerwieńskie. Przy jego łożu śmierci płakała druga żona, Oda, i dzieci. I dumny, choć nieco blady, stał Bolesław. Wiedział, że odejście śmierć ojca to dla niego wielkie wyzwanie. Dotknął ręką głowy. Uśmiechnął się delikatnie. Pamiętał, jak odcięto mu kosmyk. Miał wtedy 7 lat. Ale dobrze pamiętał. I wiedział, dokąd go wysłano. Jego serce i umysł wypełniał spokój. „Wszystko będzie dobrze” – pomyślał.
W latach 30. i 40. X w. na terenie Wielkopolski powstają ogromne grody – to odpowiedź na śmiertelne zagrożenie, jakim było prowadzone na masową skalę, głównie przez Żydów, łapanie Słowian i wywożenie ich jako niewolników przez Pragę na muzułmańskie dwory w Kordobie i Bagdadzie. Państwo Mieszka I, które wzmacnia ten proces – jest zagrożone też z zachodu, od strony żywiołu germańskiego. W tej sytuacji książę Polan decyduje się na sojusz z Czechami. Przyjmuje chrześcijaństwo. I prowadzi niezwykle skuteczną politykę. Jednym z najważniejszych posunięć – jeśli nie najważniejszym – jest oddanie młodego państwa nie cesarzowi (choć to cesarstwo było w tym czasie największą siłą polityczną w Europie) – lecz papieżowi. Symbolicznym gestem było wysłanie następcy św. Piotra kosmyka włosów pierworodnego syna.
Dziś czasy mamy również niespokojne. Sojusze, polityczne sympatie i antypatie, nie dają poczucia bezpieczeństwa. Ale ile nadziei jest w tym, że Polska nie była cesarska i proniemiecka. Wtedy, ponad 1050 lat temu, stała się cała Chrystusowa – i papieska!