Czasami siedzę (a właściwie wpół leżę) i „pstrykam” pilotem, radośnie skacząc bez celu po telewizyjnych kanałach. Znaczy, przygotowuje się do popołudniowej drzemki. I tak było wczoraj, ale nie było mi dane wpaść w objęcia Morfeusza. Powód? Na jednym z kanałów informacyjnych transmitowano uroczystości pogrzebowe byłego ministra sprawiedliwości Roberta Badintera, który walnie przyczynił się do zniesienia kary śmierci oraz poprawy warunków we francuskich więzieniach. Ponieważ jestem zwolennikiem kary śmierci (za zabójstwo kwalifikowane), to p. Badinter w żadnym wypadku nie jest bohaterem z mojej bajki, ale – jak zauważyłem – dla francuskich elit był i jest! Ale ja nie o tym…Pogrzeb był jak najbardziej świecki. Nikt nie żegnał duszy, bo w postępowym rytuale, duszy już przecież nie ma! W estetyce paryskiej ulicy – przepasanej napisem McDonsld’s – nie było miejsca na pociechę. Nie było tam zbawienia, nie było „do zobaczenia”, nie było żadnego „amen”. Było nieokreślone „żegnaj” – słowo, po wypowiedzeniu którego zapada kurtyna i następuje wieczna ciemność i nicość. Widziałem zimny świat i ludzi z lodu…Mam prawo do takiej oceny, bo tak to czuję.
Ludzie ubrani na czarno, jakby na pokaz — starannie i schludnie. Brigitte, żona prezydenta Emmanuela Macrona ubrana nie w porę i nie w czas. Spódniczka nad kolana – bo choć czas jest dla niej wyjątkowo wyrozumiały – to jednak Mistrza nie da się oszukać. Widocznie pani Macron czegoś nie zauważyła, wyraźnie coś przeoczyła. Nie moja sprawa…francuski cyrk i francuskie zwyczaje. Na środku — trumna, owinięta w trójkolorową flagę, chłodna jak sama uroczystość. Nie było krzyża. Nie było księdza. Nie było nadziei. „Ślubuję, że będę wierny twojemu nauczaniu i twojemu wiernemu zaangażowaniu” – mówił na placu Vendome prezydent Macron. Słowa gładkie jak kamienie omyte przez ocean, które można toczyć bez końca, ale nigdy nie zabudowujesz na nim stabilnych fundamentów.
Patrzyłem na twarze ludzi wokół. Nie było łez — może z grzeczności, może z obawy, że łzy zabrzmią zbyt staroświecko. Nikt nie odmawiał modlitwy. Została tylko pamięć. A pamięć, jak wiadomo, jest ulotna. Wygasa szybciej niż płomień świecy, a świec trudno było tam szukać. Zastanawiałem się, dokąd właściwie odchodzi człowiek, którego Francuzi żegnali w tak podniosły sposób? Jeśli nie do Boga, to dokąd? Do wspomnień? Do historii? Do archiwum Postępu, które francuskie społeczeństwo postanowiło przechowywać bez odniesienia do wieczności? Świecki pogrzeb, to nie tylko brak modlitwy, to akt symboliczny, w którym człowiek żegna się nie z bliskim, lecz z samą ideą transcendencji. Wyrzuca Boga z ceremonii śmierci, jakby chciał powiedzieć: „poradzimy sobie bez Ciebie”. Ale – jako rzymski katolik oświadczam – nie poradzimy!
Widziałem świecką ceremonię pogrzebową – triumf człowieka nad tajemnicą – a zarazem jego największa klęska. Bo w tej chwili, kiedy najbardziej potrzebujemy nadziei, Postęp zatriumfował w postaci słów gładkich, poprawnych i przeraźliwie pustych. Patrząc na tę trumnę, pomyślałem, że oto człowiek współczesny dokonał swojego największego osiągnięcia: potrafi umierać bez Boga, ale nie potrafi już wierzyć, że śmierć ma sens. I to właśnie jest najbardziej wstrząsające. I co tego, że wszystko błyszczało i było dopięte na ostatni guzik — dekoracje lśniły jak z katalogu, a prowadzący recytował przygotowane słowa z wyuczoną emfazą. A jednak między tymi wszystkimi gestami, między słowami i dźwiękami fletu, unosił się chłód. Taki, którego nie ogrzeje nawet najcieplejsze światło reflektorów. Nie ma nic gorszego niż uroczystość bez ducha. Bo nawet najbardziej uroczyste słowa tracą sens, jeśli nie ma w nich autentycznego ciepła — tej iskry, która sprawia, że człowiek naprawdę czuje, że uczestniczy w czymś ważnym.
I na koniec drobna uwaga. Zgodnie z protokołem na tego typu wydarzenia zapraszani są przedstawiciele wszystkich opcji parlamentarnych. Tymczasem wdowa po byłym ministrze sprawiedliwości Élisabeth Badinter przekazała, że nie życzy sobie przedstawicieli skrajnie prawicowego Zjednoczenia (kiedyś Frontu) Narodowego oraz skrajnie lewicowej Francji Niepokornej. Pałac Elizejski postanowił postąpić zgodnie z protokołem, a jednocześnie przekazać wolę wyrażoną przez rodzinę. Podczas gdy Marine Le Pen zapowiedziała, że się do niej dostosuje, przewodniczący Francji Niepokornej Jean-Luc Melenchon postanowił ją zignorować. Ten europejski Postęp zawsze jedzie na biegu wstecznym!