Wyobraź sobie, ze spotykasz się z kimś i coś wspólnie robicie (rozmawiacie, plotkujecie, pijecie wódkę, a może uprawiacie seks…). Wszystko co się dzieje pozostaje zapisane w waszej pamięci. Jest to wasze PRYWATNE, osobiste doświadczenie (przyjemne lub przykre, które będziesz chętnie wspominał lub chciał zapomnieć…). Oczywiście to jak doświadczenie zapisze się w waszej pamięci, to osobna sprawa. Czasem – po latach – gdy się ponownie spotykamy i wspominamy, czesto okazuje się, że wcale nie pamiętamy tego samego – „A pamiętasz to…?”. „Nie”. „Nie? A to było ważne… dla mnie!”.
W każdym razie nie to jest istotne, że każdy z nas odmiennie „filtruje” strumień przeżyć i zapisuje je (wybiórczo) w pamięci. Ważne jest to, że w tym (prywatnym) spotkaniu nie było ŚWIADKÓW. A dlaczego ich nie było? Bo w tym prywatnym, intymnym świecie spotkań „w cztery oczy” mamy do siebie ZAUFANIE. I właśnie gdy tego zaufania nie mamy potrzebujemy „świadka”, który potwierdzi, że tak a tak było. Czasem coś spisujemy na papierze w dwóch egzemplarzach. Czas mija, pamięć zawodzi, zmieniają się „interesy” i samo „słowo” (przysięga i zaklęcia) nie wystarczą – słowo przestaje być ciałem. Instytucja świadka nie jest idealnym rozwiązaniem (świadkowie mogą być przekupni, fałszywi i sami mogą zmyślać, gdyż świadek sam jest uczestnikiem „gry”).
Potrzebny jest system trwały i nie dający się łatwo manipulować. Taki pojawił się u źródła naszej cywilizacji – „gliniana tabliczka Summerów”. Trwały i nie do „podrobienia” nośnik informacji (hardware) i pismo (klinowe) – prosty i czytelny system kodowania informacji (software). Cywilizacja Sumerów, Egiptu i Babilonu, Assyrii, Izraela, Greków i Rzymian – to cywilizacje „informatyczne”. Pamięć doświadczeń przekroczyła ograniczenia indywidualnych pamięci i została zapisana na zewnętrznych „dyskach”. Wynalazki technik rejestracji dźwięków i obrazów zwiększyły naszą „infosferę”. A elektronika, internet i AI rozszerzyły do niej dostępność.
Ale stworzyły problem z ZAUFANIEM. Spotykasz się z kimś a on rejestruje to, co się dzieje. Jeśli o tym nie wiesz („ukryty mikrofon”, „ukryta kamera”) pierwotna sytuacja traci ważny atrybut – symetrię dostępu do doświadczenia. Ta asymetria rodzi władzę (kontrolę), ktoś dysponuje czymś, do czego ty nie masz dostępu. I użyje tego, jeśli będzie miał potrzebę, przeciw tobie, kiedy będzie to dla niego korzystne. Nie znasz dnia ani godziny, gdy zostaniesz zaatakowany. Zostaniesz zaskoczony PUBLICZNYM ujawnieniem prywatnego doświadczenia. Okaleczony lub zabity.
Jak z tym walczyć? Nadzieja, że uda się stworzyć absolutnie szczelny, izolowany system prywatnej komunikacji, prywatnego doświadczenia jest „marzeniem ściętej głowy” – nie ma uniwersalnego środka na podsłuchiwaczy, podglądaczy… Przyjęcie ogólnej zasady że każdy, każdego i w każdej sytuacji ma prawo i obowiązek rejestrować doświadczenie, w którym uczestniczy, to przepis na „piekło”. Trzeba zaryzykować. Zaufać. Ale komu? Zaufanie to ciekawy fenomen: ciężko się pracuje by je zdobyć (reputacja), łatwo je stracić. Ale jest „proste” rozwiązanie, gdyż zaufanie to jak kula w pistolecie w pojedynku. Jeśli strzelisz i nie trafisz, drugiej „szansy” nie będzie, teraz kontrola nad twoim życiem jest w ręku przeciwnika. Może podejść blisko i wpakować Ci kulę między oczy. Morał jest taki, że decydując się na ujawnienie publiczne tego, co jest prywatne, tracisz zaufanie i narażasz się na śmierć. Tylko idiota może liczyć na „litość” i tylko idiota może powtórnie zaufać komuś kto „zdradził”. Innymi słowy „taśmy prawdy” zabijają. To tylko kwestia czasu i okoliczności (zręczności strategicznej): kogo i kiedy!
(…)
* tytuł pochodzi od redakcji M24