Wybory w II Rzeczpospolitej – jak głosowali nasi pradziadowie?

    Date:

    Nie bądź baranem! Postaw na nas!!!

    Jedną trzecią głosów biorą narodowcy – i zajmują pierwsze miejsce na podium. Za nimi ludowcy. Co dziesiąty głos dostają socjaliści. I dodajmy: frekwencja wynosi ponad 70 % , a w niektórych okręgach sięga 90 %!

    Nie, to nie pierwszy sondaż przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku. To… wyniki sprzed 106 lat. Wyniki pierwszego głosowania, czyli święta demokracji, w którym wzięli udział Polacy w dopiero co odrodzonej Polsce.

    A oto wybrane, najciekawsze fakty z okresu dwudziestolecia:

    Kobiety do urn – tak czy nie?

    Dziś to oczywiste. Sto lat temu niekoniecznie. Dunkom przyznano prawa wyborcze w 1908. Norweżkom – w 1913, Brytyjkom w 1928 a Francuzkom  – dopiero w 1944 roku. Jak na tym tle wypada Polska? Nowocześnie! Prawo do głosowania miały nasze babcie od 1918 roku. Czemu nie wcześniej? Bo wcześniej Polski nie było! Dokładnie 11 dni po odzyskaniu niepodległości zapadła decyzja, że w Polsce kobieta przy urnie równa jest mężczyźnie… a stary kontynent przetarł oczy ze zdumienia.

    Gdzie ten lokal wyborczy?

    Każdy wie. Nawet gdyby chciał nie wiedzieć, to się nie da. Oznaczenia i masowa akcja informacyjna nie pozwalają na niewiedzę. Nie tak ongiś bywało… Decyzja o przeprowadzeniu wyborów wyprzedziła zakończenie walk o granice odzyskanego państwa. Pojawiło się pytanie kto ma głosować – coś trzeba było postanowić. Postanowiono, z grubsza rzecz ujmując, że głosowanie będzie zorganizowane wszędzie tam, gdzie mieszkają Polacy. Ostatecznie nie wszystkie te ziemie weszły w skład II RP. Efekt? Niektóre okręgi wyborcze, np. na Warmii i Mazurach, na polskich wyborców i wolne wybory musiały jeszcze poczekać małe tyknięcie historycznego zegara. Kilkadziesiąt lat. Czyli do 1991 roku.

    Za młody? Za stary? W sam raz?

    Żyjemy dłużej. Ale prawa wyborcze mamy wcześniej, niż nasi pradziadowie. Przyjęta 17 III 1921 roku ustawa zasadnicza zakładała, że aby wybierać posłów trzeba mieć minimum 21 lat, senatorów – minimum 30. Konstytucja z 23 IV 1935 roku jeszcze wyżej podnosiła poprzeczkę wieku – osoby poniżej 24 roku nie miały czego szukać w lokalach wyborczych.

    Czy ktoś policzył jak wyglądałyby wyniki I tury prezydenckich zmagań A.D.2025 gdyby te przepisy obowiązywały dziś? Wszak miażdżącą większość wyborców Mentzena stanowiły osoby w wieku 18-24…

    Ilu posłów?

    To jasne, 460. A senatorów? 100. I od czasu do czasu pojawia się głos, że przydałoby się odchudzić nasz drogi parlament, bo przecież polski podatnik musi ich wszystkich utrzymać. A jak wyglądało to sto lat temu z okładką? W trakcie pierwszych wyborów w 1919 roku wybrano 335 posłów, ale z czasem w tej samej kadencji ich liczba wzrosła do… 442. To dopiero numer! Dokooptowano krewnych i znajomych królika? Nie, sytuacja była tak naprawdę śmiertelnie poważna. Otóż panował tak potworny pozaborczy i powojenny bałagan, że na niektórych terenach, jak Wołyń i Polesie, można było przeprowadzić głosowanie dopiero, gdy opadł bitewny kurz i pochowano poległych.

    Ale znaczące, iż już  nasi przodkowie dostrzegali wady rozbujanego sejmowego gadulstwa. Kwietniowa konstytucja polski parlament skutecznie odchudziła – z 444 i 111 posłów i senatorów ich liczba spadła odpowiednio do 208 i 96.

    Zwierciadełko powiedz przecie…

    Nie wiadomo, kto jest najpiękniejszy na świecie. Ani kto najważniejszy. Wiadomo jeno, że w przedwojennym Sejmie i Senacie – jak w lusterku – przeglądała się historia Polski. I to, kto w niej był numerem jeden. Historia tyleż piękna, co brzydka, ze wszystkimi zawirowaniami, meandrami, pułapkami, zwycięstwami polskiego ducha i porażkami niemocy i kolesiostwa. Czego tam nie było! Budząca zachwyt powaga i triumf demokracji (w 1922 roku głosowanie miało być – i naprawdę było! – powszechne, równe, tajne, bezpośrednie i proporcjonalne), bezwzględna walka z polityczną konkurencją (sanacja kontra endecja), momenty bolesnego przesilenia (10 IX 1930 roku 18 posłów opozycyjnych, głównie z PPS, trafiło do twierdzy w Brześciu, a potem zostało osądzonych i skazanych), dramatyczne zwroty akcji (18 IX 1938 roku prezydent, w dramatycznej sytuacji w kraju i Europie, rozwiązał parlament) i silna mobilizacja wtedy, gdy wojna była już bardzo, bardzo blisko (6 XI 1938 roku Polki i Polacy po raz ostatni poszli wybierać).

    Tak, Marszałek Józef Piłsudski w swoim czasie zdominował polską scenę polityczną, a tym samym historię parlamentu Rzeczypospolitej w dwudziestoleciu międzywojennym. Czy to dobrze? Zdania są podzielone, jak wszystko w naszej ukochanej Ojczyźnie.

    Czy na Wiejskiej kończy się świat?

    Ani nie kończy, ani nie zaczyna. Historia siedziby Sejmu i Senatu też nie ogranicza się do tego jednego adresu.

    Ale ważniejsze od tego wydaje się wspomnienie o innych głosowaniach naszych prababek i pradziadków.

    Czy wybierali prezydenta? Ano, nie wybierali. Tzn. nie bezpośrednio. Bo głosowali na posłów i senatorów, a później to Zgromadzenie Narodowe decydowało, kto będzie głową państwa. Czyli oszczędzona im była kampania wyborcza kandydatów na prezydenta. Ale nie emocje… Bo te sięgały takiego zenitu, jak po 10 IV 2010 roku. Z trzech prezydentów II RP trzech przestało piastować urząd w okolicznościach wstrząsających: tragedii (Narutowicz, zamordowany w 1922 roku), politycznego kryzysu (Wojciechowski, zrzekający się funkcji po zamachu majowym), czy wreszcie wojennej przemocy (internowany Mościcki, powołujący gen. Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, którego nie uznaje francuski rząd). A potem zaczyna się długa, trwająca do 22 XII 1990 roku historia prezydenta na uchodźstwie.

    Co z Polska lokalną?

    Oj, temat trudny. Właściwie nie do opisania. Bałaganu, jaki panował w gminach i powiatach II RP – z winy zaborców i ich polityki oraz wojny – nie da się opowiedzieć. Dekretami, potem konstytucją, a następnie ustawami po przewrocie majowym starano się zapanować nad czymś, nad czym zapanować nie można było, w każdym razie nie szybko, łatwo i przyjemnie. A jednak wprowadzano porządek. Nie wchodząc w szczegóły, które mogłyby znudzić najwierniejszych Czytelników – warto zauważyć, że dwie zasady były dominujące przy wyborach samorządowych: po pierwsze mamy co mamy i z tego robimy co robimy, czyli stawiamy na odpowiedzialność i uczciwość lokalnych mieszkańców i działaczy. I w większości był to sukces. Po drugie – stawiamy wymagania. Może nie wszystkie były słuszne, ale… niektóre należałoby powtórzyć dziś, po stu latach. Na przykład wymóg, aby kandydat (na jakiekolwiek stanowisko)… umiał czytać, pisać i liczyć! Ktoś powie: jak to, wtedy analfabetyzm był plagą, teraz nie ma go wcale. Czyżby? Przyklejeni do mediów z zagranicznym finansowaniem, sterowani przez nie wiadomo kogo (albo wiadomo), niesamodzielni, zmieniający poglądy polityczne częściej niż matrymonialne plany rozchwiana emocjonalnie panienka – czy tacy ludzie nie są współczesnymi analfabetami, nawet jeśli potrafią połączyć litery, korzystać z bankowego konta, skończyli studia i znają języki?!

    Sto lat temu nie można było zostać wójtem w zapadłej wiosce, jeśli się nie umiało czytać i pisać. Teraz można piastować urząd prezydenta dumnego miasta i być… kończyć nie będę. Szkoda nerwów…

    Do czterech razy sztuka

    Nie, nie do czterech. Do trzech. Wyborów europejskich pradziadowie nie wymyślili. To oczywiście historia już XXI-wieczna. Czy tak pozostanie? Rosnące poparcie dla ugrupowań i polityków, którzy wprost deklarują wystąpienie z Uni – i niemalejące dla tych, którzy domagają się jej reform a przede wszystkim odideologizowania – o czymś świadczy. A także jest gwarantem tego, że w przyszłości czeka nas jeszcze wiele, wiele wyborczych emocji. Oby tylko z pożytkiem doczesnym i wiecznym dla następnych pokoleń!

    Co będzie dalej?

    Będzie co ma być. Nad wszystkim jest Opatrzność Boża. Życie niesie ciągle nowe wyzwania – ale o tym, jakie one są, współdecydujemy przy urnach. Tak, jak nasi przodkowie.

    Im nieobca była ostra, nawet brutalna kampania. Tytułowe „barany” nie były najgorszym epitetem używanym wobec przeciwników politycznych (dość przypomnieć „morderców”, bo tak nazywano endeków). Ale pomimo tego dominowała zgoda, że wybory są wydarzeniem doniosłym. Otaczała je atmosfera powagi i szacunku.

    Nas też ktoś kiedyś oceni. Zważone będą gesty i słowa. Te napisane na X, Facebooku, wykrzyczane na wiecach i wyjąkane lub wygadane w telewizyjnych studiach, dostarczane ku uciesze gawiedzi i wypływające ze szczerej troski o nasz wspólny dom – nawet, jeśli przybierały stylistykę stańczykowskich żartów. Wszystko będzie ocenione. I my będziemy ocenieni. I nasza decyzja, którą za każdym razem podejmujemy, wrzucając do urny bezcenny głos wolnego Polaka.

    Karolina Maria Paprocka
    Karolina Maria Paprocka
    karolinamariapaprocka@merkuriusz24.pl

    Wesprzyj autora!

    Jeśli doceniasz pracę autora i chcesz go wesprzeć, możesz wpłacić symbolicznego grosika na jego dalszą twórczość. Każda pomoc ma znaczenie i motywuje do tworzenia kolejnych wartościowych treści. Dziękujemy za wsparcie!

    Subskrybuj

    spot_imgspot_img

    Popularne

    Więcej w temacie
    Powiązane tematy

    Brzydkie oblicze. Radom 1976

    Radom 1976 – ścieżki zdrowia, wilcze bilety, więzienia. Czerwiec ’76 to dzień, gdy Polacy zobaczyli, jak naprawdę wyglądała „ludowa” władza.

    Przeżył Auschwitz. TSUE każe mu czekać na sprawiedliwość

    Ten tekst to krzyk w obronie prawdy i godności. Głos kapitana AK, który przeżył Auschwitz i sowieckie więzienie, dziś trafia na mur europejskiej obojętności. Udostępniamy, bo musimy.

    Co się naprawdę wydarzyło? 4 czerwca 1989

    "4 czerwca" to niekoniecznie data zwycięstwa. Kiedy naprawdę upadł komunizm w Polsce i dlaczego wybory z 1989 r. to raczej początek kompromisu niż przełomu?

    Sarmacki Katyń. Rzeź pod Batohem

    Rzeź jeńców po bitwie pod Batohem (1652) to jedna z najkrwawszych zbrodni XVII w. – Kozacy zamordowali tysiące Polaków. To dramatyczny zwrot w wojnie i wstęp do rosyjskiej ekspansji.