Portal TVN24 (tam to leją całą dobę, oj całą, a nawet godzinę dłużej) podał nieoficjalne informacje, że była pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda miała otrzymać posadę doradcy w Narodowym Banku Polskim. Po kilku godzinach rzecznik banku wiadomość stanowczo zdementował, ale co się internety nerwowo następowały, to ich. Również były prezydent został członkiem rady nadzorczej polskiego fintechu — ZEN.com, nazywanego polskim Revolutem”. Także w tym przypadku część opinii publicznej wyrywa sobie włosy w głów i klat – ponoć nawet ludzie w PiS (oczywiście źródła jak najbardziej anonimowe) uważają, że „sprawa śmierdzi na kilometr”. Były współpracownik (oczywiście Pol Anonim) Andrzeja Dudy miał powiedzieć, że „historia z tą pracą dla Andrzeja jest o tyle zabawna, że on, gdy jeszcze był prezydentem, praktycznie nie był w stanie, lub nie chciał załatwić pracy żadnemu ze swoich współpracowników. Jeśli oni przeskakiwali z Pałacu Prezydenckiego na jakieś dobre fuchy, to tylko dzięki sobie i swoim kontaktom. Widać jednak, że jeśli chodzi o niego samego, działa to inaczej”.
Musiał to być bardzo bliski współpracownik byłej głowy państwa, bo – nie wiem, czy państwo zauważyliście – o prezydencie mówi per „Andrzej”, czyli panowie musieli razem wódkę pić i przez szablę skakać. I teraz jestem w tzw. kropce, przez ostatnie lata stworzono taką oto narrację, że pisory (czytaj: także prezydent Duda) wszędzie, gdzie tylko mogli, wsadzali swoich – krewnych i znajomych królika. A tutaj taka – rzekłbym nawet że niemiła – niespodzianka: Andrzej, znaczy się były prezydent Duda „nie chciał załatwić pracy żadnemu ze swoich współpracowników”, a jeżeli już któryś wzbił się na „ekonomiczną niepodległość”, to tylko dlatego, że był obrotny i sam sobie skrzydła przyspawał. Zobaczmy, ile w tym wszystkim zwykłej prezydenckiej perfidii! Współpracownikom nie załatwił, a sobie – jakżeby inaczej – załatwił! Przyzwoitość – jak mawiał mój znajomy – jest w polskiej polityce jak ten parujący rosół w niedzielne południe.
I żeby żona prezydenta do banku? Klasyk mawiał, że: „nie po tośmy walczyli o wolność, żeby teraz każdy mógł robić, co chce!”. Jeżeli p. Agata nie wie co robić, to niech jedzie na szparagi do Niemiec, gdzie rąk do pracy brakuje, bo „inżynierowie” i „lekarze” (zresztą nie po to się tyle uczyli) palcami w ziemi grzebać nie będą! Na całe szczęście bank się w porę zreflektował i zamknął aplikację na doradców, a otworzył na wakat sprzątaczki. Także p. Agata bezrobotna nie zostanie!
W Polsce każda kariera po karierze jest podejrzana. Jeżeli polityk idzie do biznesu – źle, bo „pewnie coś tam im załatwił”. Jak zostanie w polityce – dramat, bo „nie potrafi z godnością odejść”. Jak odejdzie i milczy – „coś knuje” i „pod kimś dołki kopie”. Jak coś powie – „niech już lepiej siedzi cicho, bo walnął jak gołąb w parapet”. No więc jak tu żyć, panie (były) prezydencie, jak żyć? Może rzeczywiście trzeba było otworzyć budkę z goframi we Władysławowie – wtedy wszyscy byliby zachwyceni, że „wreszcie polityk uczciwie pracuje”. Lodziarnię szczerze odradzam, bo powiedzą, że „kręci, ale na tym zna się jak nikt inny”.
I na koniec – będzie poważnie – do wszystkich malkontentów: wypicie wiadro zimnej wody, a jak to nie pomoże, to nawet drugie. Pan Wałęsa nie jest bohaterem z mojej bajki, ale jeżeli ktoś chce słuchać jego wypocin i płaci za to grube pieniądze, to ich cyrk i ich małpy. Po co ma chodzić po mediach i płakać w rękaw, że mu do pierwszego nie starcza…