Prezydent Karol Nawrocki skierował do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej oraz Kodeksu Karnego, który ma przeciwdziałać propagowaniu ideologii banderyzmu i zaprzeczaniu zbrodni wołyńskiej. Do sprawy odniósł się, skądinąd wielce szanowany prof. Antoni Dudek, który inicjatywę głowy państwa…skrytykował. Nie pierwszy raz prof. Dudek atakuje prezydenta Nawrockiego i wygląda to tak, jakby głowa państwa – od wielu już lat – „leżała” prof. Dudkowi na wątrobie. I jeżeli ma to charakter prywatny – rozumiem, ale w sprawach tak ważnych jak propagowanie faszyzmu czy banderyzmu, to oczekiwałbym od szanownego pana profesora daleko idącej wstrzemięźliwości i schowania przeszłych urazów do kieszeni i to jak najbardziej głęboko.
Jak napisano w uzasadnieniu nowelizacji, proponowana zmiana w ustawie o IPN polega na „doprecyzowaniu przepisów określających pojęcie zbrodni dokonanych przez członków i współpracowników Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów frakcji Bandery i Ukraińskiej Armii Powstańczej oraz innych ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką”, w celu przeciwdziałania rozpowszechnianiu fałszywych twierdzeń w tym zakresie. „Wprowadzenie proponowanej zmiany miałoby się przyczynić do skuteczniejszego prowadzenia postępowań karnych przeciwko osobom zaprzeczającym sprawstwu zbrodni ludobójstwa dokonanej przez OUN frakcję Bandery i UPA” — czytamy w uzasadnieniu. I o tych propozycji postanowił odnieść się prof. Dudek, który (niestety) stracił okazję, by siedzieć cicho. „Bardzo potrzebna zmiana dla nacjonalistów. Oni uważają, że głównym problemem dla Polski jest obecnie banderyzm. Dla tych, co uważają, że Polska ma dzisiaj innych przeciwników — dość dyskusyjne — ocenił historyk.
Aha, czyli osoba, która uznaje banderyzm za ideologię zbrodniczą, to „nacjonalista”, a kto jej tak nie postrzega, to jest… I na to interesujące pytanie warto byłoby, aby pan profesor zechciał udzielić odpowiedzi. Oczywiście, nie wiem co pan profesor ma na myśli mówiąc o „nacjonalistach” ale zakładam, że nic pozytywnego. Załóżmy, że jestem owym nacjonalistą (w senacie pozytywnym) i dostrzegam wartość w budowaniu jedności i niepodległości państwa. Obce mi jest jednocześnie wykluczanie innych narodowości, ksenofobia, szowinizm. I co teraz? Jestem już poza nawiasem publicznej debaty? Po pierwsze – nie uważam, aby banderyzm był „głównym problemem Polski”. Jest to problemem (oraz pochodna banderyzmu – Rzeź Wołyńska), który powinien już być dawno rozwiązany. Dlaczego nie jest? Tutaj pan profesor powinien podpytać znajomych polityków, wyciągnąć z tych rozmów wnioski i (jeżeli uzna to za stosowne) podać je do publicznej wiadomości. Na mój nos ofiary Rzezi Wołyńskiej położono na ołtarzu geopolityki według wzoru: Rosja = wróg, pomiędzy Rosją a Polską znajduje się Ukraina, która = sojusznik. Otóż tak postawione równanie było błędne. Nasz interes polegał na podejściu do tego konfliktu w sposób jak najbardziej transakcyjny, zgadza się, że obcy polskiej myśli politycznej. W prostym ujęciu powinniśmy położyć na stole proste i przejrzyste reguły: chcecie magazynek amunicji, my chcemy zgody na ekshumację w miejscu X. Tak się jednak nie stało a teraz pan profesor ma niepowtarzalną okazję mądrzyć się i pouczać „nacjonalistów”.
Oczywiście, że Polska ma innych (dzisiaj ważniejszych) przeciwników, ale nie traćmy z pola widzenia tych, którzy jutro mogą dostąpić tego zaszczytu. Przewidujący politycy mają oczy wokół głowy.
I komu inicjatywa głowy państwa ma służyć? Profesor Dudek śpieszy z odpowiedzią: „Powiem brutalnie: są określone siły, mam na myśli rosyjskie siły specjalne, które nieustanie podsycają emocje wokół tego tematu. Nie chcę mówić, że pan prezydent ulega presji rosyjskiej, w żadnym wypadku, pan prezydent niczyjej presji oczywiście nie ulega i jest niepodatny na żadne naciski, ale forsowane przepisy pomagają Rosjanom — stwierdził historyk. A może było inaczej? Może „rosyjskie siły specjalne” blokowały rozwiązanie tego problemu wcześniej, by móc nim grać teraz? A jeżeli blokowały, to kogo przekonały i za ile? Jeżeli wiedzieliśmy, że (banderyzm) jest polem minowym (a tylko człowiek nierozsądny uważał, że sprawa może umrzeć śmiercią naturalną wraz z ostatnimi, którzy cudem przeżyli Rzeź Wołyńską), to należało te „miny” zdetonować zawczasu, a nie teraz rwać szaty i włosy z klaty. „Są ludzie z duszą zrzędną, Przy takich kwiaty więdną.” — pisał Jan Sztaudynger, poeta i aforysta, a sentencję którą z serca dedykuję p. profesorowi Dudkowi bez jakiejś wielkiej nadziei, że pan profesor na przyszłość powstrzyma się od wycieczek w kierunku głowy państwa.
Inicjatywa pana prezydenta (mam na myśli urząd, a więc i wszystkich poprzedników p. Karola Nawrockiego) jest ważna acz daleko spóźniona. Czarno-czerwone flagi powiewają już nie tylko na froncie ukraińsko-rosyjskim, ale i także na ulicach polskich miast. I to jest „sukces” wszystkich polskich polityków, którzy nie potrafili Ukraińcom nakreślić czerwonych linii. Oczywiście lepiej późno niż wcale! I jeżeli pan profesor ma do kokoś pretensje, to proszę je kierować do poprzedników prezydenta Nawrockiego, do wcześniejszych oraz obecnego rządu – bo schowanie głowy w piasek wcale nie sprawia, że struś jest niewidoczny. On jest jak najbardziej widoczny tyle, że ma wystawioną tylną część ciała. I wtedy hulaj dusza, piekła nie ma!
PS. W latach 90 tych poseł Dorota Arciszewska-Milewczyk napisała list otwarty do intelektualistów ukraińskich z apelem o dialog, który miał być preludium do pojednania i przebaczenia. Apel zdeponowano w Konsulacie Generalnym Ukrainy w Gdańsku, rozesłano po polskich i ukraińskich mediach. Jak kamień w wodę, bo: za wcześnie, nie w czas i po co ruszać jak to tylko ruskim na rękę – takie dochodziły odsłuchy z każdej ze stron. Skąd my to znamy…Lat nam przybyło, a płyta wciąż ta sama.