Putin ma się spotkać z Zełeńskim. W końcu! Dlaczego „ w końcu”? Bo do tej pory prezydent Putin uważał przywódcę Ukrainy za marnej klasy aktora oraz utrzymywał, że Zełeński nie jest wcale prezydentem Ukrainy, bo jego kadencja skończyła się 20 maja ubiegłego roku. Przypomnijmy zatem, że przypadające formalnie na 2024 r. głosowanie nie odbyło się – obowiązująca ustawa o reżimie prawnym stanu wojennego wprost zabrania organizowania wyborów prezydenckich, parlamentarnych, referendów czy zmian w konstytucji w czasie jego trwania. Przepisy tej ustawy przedłużają także kadencję głowy państwa do dnia zaprzysiężenia prezydenta wybranego po zakończeniu stanu wojennego. Co ciekawe tego argumentu (że Zełeński nie jest już prezydentem) używał również… Donald Trump używając wobec ukraińskiego lidera określenia „”dyktator bez wyborów”.
Ale ja nie o tym. Spotkanie obu polityków ma odbyć się (tak przynajmniej wynika z przecieków) w…Budapeszcie! Jeszcze nie tak dawno, bo w styczniu bieżącego roku, Donald Tusk (nasz umiłowany premier) popełnił ostry wpis, w którym czytamy: „„Jeśli Viktor Orban rzeczywiście zablokuje europejskie sankcje w kluczowym momencie wojny, będzie absolutnie jasne, że w tej wielkiej grze o bezpieczeństwo i przyszłość Europy gra w drużynie Putina, a nie w naszej” – pisał nasz premier. – Ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu!”. Radosław Sikorski wtórował swojemu szefowi: „Od lat, w koordynacji z Putinem, Unię sabotuje. Przestrzegam: do tego prowadzi złodziejstwo i nacjonalizm”. Poszło w eter…I masz ci teraz babo placek!
Polski nie ma w Białym Domu przy stole negocjacyjnym nawet w roli kelnera, którym przy podawaniu kawy mógłby powiedzieć choćby (po polsku) krótkie a uprzejme: „Proszę bardzo i smacznego”, czym moglibyśmy mocno zaakcentować swoją obecność, w tym ważnym dla pokoju światowego, miejscu. Może jednak jakiś kelner z polskimi korzeniami był, ale o tym dowiemy się kiedyś, jak tylko ten kelner napisze wspomnienia pod znamiennym tytułem: „Jak zmieniłem świat!”. I wtedy rozeprze nas duma, będziemy poruszali się dostojnym krokiem pysznego pawia! Z czego to wszytko wynika? Może z tej „murzyńskości”, o której tak rozpowiadał (w potajemnie nagranych rozmowach) wspomniany przeze mnie wyżej wicepremier Sikorski. Przypomnijmy, że owa „murzyńskość”, to w jego ocenie postawa służalczości i podporządkowania, w której Polska zachowywała się wobec Stanów Zjednoczonych jak państwo „klientalne”, które robi więcej niż się od niego oczekuje, licząc na wdzięczność czy ochronę. Czy tylko wobec Waszyngtonu?
Sytuację mamy teraz oto taką: Polska, która liczy się i z którą liczą się wszyscy na świecie – nie jest brana w ogóle pod uwagę przy jakichkolwiek rozdaniach. Wszystkie te prężenia muskułów i nadymane policzki są grą czynioną na potrzeby wewnętrznego „teatrum”, aby nakarmić swoje wygłodniałe elektoraty. W praktyce, na arenie międzynarodowej, o wiele więcej waży Iga Świątek, ale to tylko na niwie sportowej ( z całym szacunkiem dla p. Igi). Wiele wskazuje na to, że trzykrotnie mniejsze od Polski Węgry będą miały do odegrania swoją rolę, a my – jak zwykle – za burtą, zmieleni przez śrubę historii i własną głupotę. Jest takie przysłowie, aby szanowali nas inni – sami musimy zacząć się szanować!