W mediach głównego nurtu sprawa przeszła bez echa, ale my nie zamierzamy jej przemilczeć i schować pod dywan. Otóż słowacki parlament uchwalił poprawkę, która z pewnością nie spodoba się środowiskom LGBT. 26 września przegłosowano nowelizację, która wprowadza do przepisów przełomowy zapis. W Konstytucji przeczytać można, że „Republika Słowacka uznaje wyłącznie dwie płcie: męską i żeńską, biologicznie uwarunkowane”. Ponadto od teraz adoptować dzieci mogą jedynie małżeństwa, przez co nie mogą tego zrobić „tęczowe” środowiska. To jednak nie wszystko! Zakazano też surogacji, czyli macierzyństwa zastępczego.
Słowacja daje przykład Polsce (i nie tylko) i pokazuje prostą drogę ku normalności. Tak, ku normalności, bo w dzisiejszym świecie zdominowanym przez ideologiczne szaleństwa człowiek coraz częściej traci zdolność odróżniania prawdy od iluzji, dobra od zła. Lewica obiecuje szczęście i wolność (wyzwolenie od starego porządku), a w praktyce zniewala, spłaszcza życie do haseł i fałszywych schematów, odbierając jednostce wolność i odpowiedzialność za własne wybory. „Cywilizację Zachodu toczy od wewnątrz rak lewactwa: ci nieproszeni naprawiacze świata, występujący dzisiaj pod sztandarem tęczowym, oraz te miliony opętane manią »równości« – przedstawianej jako »sprawiedliwość społeczna«, a napędzanej zwyczajnie zawiścią. (…) Toczy on nas, poczynając od szkolnictwa z jednej strony, po sądownictwo z drugiej” – mówił w 2013 r. nieodżałowanej pamięci prof. Bogusław Wolniewicz. Diagnoza jakże prawdziwa i zaskakująco celna. Szkoda, że pana profesora nie ma już wśród nas, bo Polska – jak nigdy przedtem – potrzebuje ludzi odważnych, głęboko zakorzenionych w tradycji, zdolnych do sprzeciwu wobec lewicowej manipulacji – ludzi, którzy potrafią żyć prawdą, nawet gdy jest to trudne i kosztowne. Prof. Wolniewicz miały jasny i prosty przekaz, że człowiek w post chrześcijańskim świecie przestaje być osobą wolną, a staje się elementem masy, którą można sterować, niebezpiecznie napędzając emocje, które muszą znaleźć ujście – kiedyś eksplodują.
Chyba najbardziej spektralnym przejawem lewicowego szaleństwa była wypowiedź profesor (nie do wiary!) Moniki Płatek, która na spotkaniu ze studentami zechciała postawić interesującą acz karkołomną tezę, iż „w związkach jednopłciowych rodzi się tyle samo dzieci, a często więcej, niż w związkach różnopłciowych”. Proszę zwrócić uwagę, że takie bzdury wypowiedziała osoba z tytułem profesorskim! — czyli ktoś, kto (co do zasady) potrafi objaśnić teorię epistemologicznego konstruktywizmu transcendentalnego, ale najwyraźniej przegrała pojedynek z logiką na poziomie przedszkolnej łamigłówki.
Po głosowaniu premier Robert Fico oświadczył, że poprawka wprowadzona do konstytucji: „to nie jest mała zapora, czy zwykła zapora – to wielka zapora przeciwko progresywizmowi” i dodał, że Słowacja postawiła tamę liberalnej ideologii, która „rozprzestrzenia się jak rak”. Robert Fico nie jest pierwszym, który miał odwagę się postawić. Wcześniej lewicową agendę (w cztery litery) wykopał prezydent Trump. Przymnijmy, że tuż po inauguracji swojej prezydentury Donald Trump podpisał szereg rozporządzeń wykonawczych, które radykalnie zmieniły kurs polityki Stanów Zjednoczonych w kilku kluczowych obszarach. Jedno z rozporządzeń dotyczyło polityki płciowej i wyznaczyło nowe standardy w dokumentacji rządowej. Od tamtej pory administracja federalna uznaje tylko dwie płcie: męską i żeńską. Decyzja ta zniweczyła wysiłki progresywnej administracji Bidena, które wprowadzały bardziej inkluzywne oznaczenia płci w dokumentach takich jak paszporty i wizy.
Na tego ostatniego nikt nie waży się szczekać, a premierowi Fico już (czerwoni faszyści) grożą palcem i przypominają o „nadrzędności prawa unijnego nad krajowym”, co należy tłumaczyć następująco: może i sobie konstytucje zmieniliście, ale to nie wy (Słowacy), ale elity brukselskie dokonają jej wykładni. Należy kibicować Bratysławie, by pod żadnym pozorem nie poddała się brukselskiemu dyktatowi. I nie lekceważmy małych, bo dla przykładu taki klucz imbusowy — niby nic, ale bez niego rowera nie rozłożysz, a szafka z IKEI pozostanie abstrakcyjną rzeźbą współczesną. Tak więc, gdy następnym razem przeczytasz, że do walki przystępuje „mały” — to go nie lekceważ. Być może w nim należy pokładać ostatnią nadzieję…