Jest taka kreskówka, dostępna w sieci („To se k…a polatałam”), w której mucha dokonuje przy aplauzie zgromadzonych w kuchni owadów i insektów niezwykłe akrobacje. W pewnym momencie przelatuje nad zapalonym palnikiem i… po chwili spada z odpalonymi skrzydłami. Następuje jej ostatni, nieśmiertelny monolog (nie zacytuję tu go). To genialne trzyminutowe podsumowanie upadku Unii Europejskiej. Polecam.
Determinacja, z jaką neobolszewickie „elity europejskie” dokonują dzieła zniszczenia Unii, może być wytłumaczona już jedynie jakimś zdradzieckim genem, zaszczepionym lata temu całym pokoleniom Europejczyków. Wyhodowane w nieznanym w historii luksusie, chronione przez nienawidzonego alianta (który trzykrotnie wyprowadził ich z głębokiego bagna), z niezrozumiałą dla nas – ludzi zniewolonych przez dziesiątki lat przez „realny socjalizm” – determinacją owej muchy, zaczęły instalować model, który poniósł spektakularną klęskę. Trudno to zrozumieć pokoleniu (do którego się zaliczam), które funkcjonowało w zderzeniu z oparami absurdów wymyślanymi przez różne biura polityczne czy komitety centralne. A i tak, patrząc z perspektywy czasu, ówcześni „przywódcy” wykazywali więcej instynktu samozachowawczego niż obecne „elity”.
Dziś dostrzegają oni, że zbiorowym wysiłkiem determinowanym niewyczerpanymi pokładami głupoty, połączonej ze skrajną pychą, doprowadzili do skarlenia roli politycznej i ekonomicznej „Europy”. Jednak ich zdolność do reagowania na tworzone przez siebie problemy, a zwłaszcza pomysły „reform”, jedynie pogłębiają obecny, dramatyczny stan, a nawet przyspieszają lot pikowy.
Najlepszym obrazem tej choroby, jest – wracam do tego, bo to niezwykle symptomatyczne i mamy tutaj swój ważny „wkład” – pierwsze półrocze 2025 roku. Myślę, że kiedy za kilka lat będzie opisywany proces upadku „imperium”, to właśnie to półrocze będzie uznane za krytyczne. Będziemy w lepszej sytuacji niż badacze upadku Imperium Rzymskiego, którzy do dzisiaj nie mogą się zdecydować, co i kiedy się stało, że się załamało.
W tym czasie, wraz z objęciem urzędu przez D. Trumpa, rozpoczął się dynamiczny proces restytucji zachwianego porządku światowego. Europejscy „liderzy” uznali, że ponieważ Trump jest niefajny, oni zajmować się będą poważniejszymi sprawami – oczywiście na przekór niefajnemu. Rzucą Amerykę na kolana, postawią do pionu Putina, przejmą zasoby Ukrainy, okiwają Chińczyków, powrócą do wysysania zasobów Afryki i Ameryki Południowej. W pakiecie zainstalują całemu światu „politykę klimatyczną”, przy pomocy której odzyskają przewagę konkurencyjną, staną się światowym promotorem „wartości europejskich” w wydaniu LGBTQ+, a przy okazji popędzą prawicowy populizm i faszyzm. Głośno o tym wrzeszczeli, niczym komunistyczne czy niemieckie szczekaczki na ulicach – uznając, że wszyscy inni z pokorą pochylą głowy i będą czekać potulnie, aż oni zrealizują swoje wielkie „myśli”. Skończyło się jak z tą muchą.
Apogeum tej niewyobrażalnej głupoty przypadło właśnie na owe minione półrocze 2025 roku. Na czele Unii stanęli wtedy regirungsführer urzędujący w Warszawie i jego prawa ręka – mąż znanej amerykańskiej hejterki Apfelbaum. Ich zaangażowanie w walkę z odchyleniem prawicowo – nacjonalistycznym w kraju było tak wielkie, że czasu na „poważne sprawy” brakło. Zresztą tematów w Europie nie brakowało i demokracja walcząca – jak mawiał tow. Stalin – im bardziej czyni postępy, tym więcej ma wrogów. Już chyba tylko w Luksemburgu i na Malcie siły demokracji walczącej panują jeszcze nad sytuacją.
Prezydencja naszych „orłów sokołów” nie zauważyła w ogóle, że jest jakiś problem w negocjacjach celnych z USA czy w sprawie ukraińskiej, ograniczając się do rytualnego lżenia Trumpa. Pokierowana na skały Unia padła w starciu już nie tylko z Amerykanami, ale – w pakiecie – dorżnęli ją Chińczycy. Wystarczy poczytać organ niebolszewików – „Politico” – żeby dostrzec, do jakiego upadku doszło w tym krótkim czasie. „Europa nie ma żadnych realnych środków by dać gwarancje Ukrainie”. „Umowa z Trumpem rujnuje wizerunek Unii jako lidera handlu opartego na zasadach”. „Upadek wiarygodności”. „Unia ma mało amunicji w postaci sankcji na Putina, a nadzieję pokłada w Trumpie”. „Bruksela sfrustrowana brakiem fuzji europejskich banków”. I najlepsze „Europejskie bagna zostaną główną bronią przeciwko Moskwie i zmianom klimatycznym”.
To ostatnie szczególnie fajne. Nasi europejscy pionierzy wymyślili, że doprowadzą do zabagnienia tereny pograniczne z Rosją i w ten sposób stworzą bagienną linię Maginota na ruskie czołgi. Przy okazji wykończą rolnictwo przede wszystkim w Polsce, no bo wiadomo, gdzie przebiega ta „granica”, a w ten sposób ograniczą emisję.
Serio, naprawdę. Goście w Brukseli mają teraz taki sekretny plan obrony przed Rosją i „ocipieniem klimatu”.
Brukseli zdecydowanie nie wystarcza stworzone przez nią bagno w sensie metaforycznym. To dla nich za mało. Teraz czas na decydującą fazę – chcą zrobić z Europy prawdziwe bagno, bo ruskie czołgi nie przejadą, a żadne krowy nie będą żarły i wydalały, więc nie będzie ocieplenia. A oni zamkną się w miastach z imigrantami i będą się tam bezpiecznie integrować, tworząc wreszcie swoją wymarzoną, „nową, prawdziwą Europę”.
Naprawdę, tego nie da się już uratować.
*tytuł pochodzi od Merkuriusz24.pl