Wyobraź sobie podwórko po deszczu: kilka patyków, garść kamieni, błotnista kałuża – i grupkę dzieci z iskrą w oczach. Jeden patyk to miecz dzielnego rycerza, drugi – ster statku kosmicznego dryfującego przez międzygalaktyczne burze. Kałuża staje się oceanem pełnym rekinów, skarbów i tajemnic. To obraz dzieciństwa, jakie wielu z nas nosi w sercu – beztroskiego, spontanicznego, gdzie granicą była tylko wyobraźnia. A dziś? W świecie migających ekranów i plastikowych gadżetów pytanie brzmi: czy dzieci wciąż potrafią bawić się „z niczego”? I co to mówi o nas – dorosłych, zanurzonych po uszy w świecie nadmiaru?
Dziecięca wyobraźnia – potęga prostoty
Dzieci mają niesamowity dar: potrafią stworzyć cały wszechświat z rzeczy, które dla dorosłych są tylko śmieciami. Karton staje się statkiem pirackim, firanka – peleryną superbohaterki, a stara skarpetka – gadającym smokiem. To nie tylko zabawa. To twórczy akt, pełen emocji: ekscytacji, dumy, śmiechu. Pamiętam moją młodszą siostrę, która potrafiła godzinami bawić się zasłoną – raz była odważnym podróżnikiem w dżungli, innym razem księżniczką z zamku zbudowanego z poduszek. Nie potrzebowała interaktywnych zabawek. Wystarczył pomysł i odrobina swobody.
Naukowcy to potwierdzają. Według raportu opublikowanego w American Journal of Play (2018), dzieci mające kontakt z prostymi, nieukierunkowanymi materiałami – jak sznurki, pudełka czy drewniane klocki – rozwijają większą kreatywność i lepiej radzą sobie z problemami. W badaniu University of Cincinnati dzieci bawiące się pudełkami i tkaninami tworzyły bogatsze scenariusze i były bardziej zaangażowane emocjonalnie niż te, które korzystały z gotowych zabawek elektronicznych. Brak instrukcji otwiera drzwi do nieograniczonej wyobraźni.
Między kupowaniem a kreowaniem
Dzisiejszy świat podsuwa dzieciom przekaz: „Im więcej masz, tym lepiej się bawisz”. Sklepy pełne są zabawek, które świecą, grają, mówią i rzekomo uczą. Rodzice, często z miłości, ale też z presji otoczenia, kupują coraz to nowsze zestawy. Ale czy to naprawdę daje dzieciom szczęście?
Badanie brytyjskiej organizacji The Toy Association (2020) pokazuje, że 60% dzieci w wieku 4–8 lat preferuje zabawki, które pozwalają na kreatywność – jak plastelina, klocki czy materiały plastyczne – zamiast tych, które narzucają gotowy scenariusz. Co więcej, wiele dzieci szybko porzuca drogie zabawki na rzecz starych, sprawdzonych zabaw: budowania bazy z koców, malowania kamieni, czy tworzenia teatrzyku cieni.
W tym kontraście między prostotą a nadmiarem kryje się pewna prawda. Może to nie kolejna zabawka daje dziecku radość, ale moment, gdy patyk staje się magiczną różdżką, a kuchenny stół – jaskinią? Może dzieci nie potrzebują więcej rzeczy, tylko więcej… czasu i uwagi?
Z życia wzięte – magia prostych chwil
Wielu z nas pamięta zabawy, które nie kosztowały ani złotówki: gra w klasy kredą na chodniku, wojny na szyszki w lesie, wymyślanie historii przy ognisku. Moja znajoma opowiadała niedawno, jak jej synowie przez cały tydzień bawili się w „sklep” – słoiki były towarem, liście służyły za pieniądze. Każdego dnia tworzyli nowe zasady i „promocje”. Śmiechu było co niemiara. I to właśnie była ta najprawdziwsza zabawa – spontaniczna, twórcza, wspólna.
W wielu polskich przedszkolach organizuje się tzw. Dni bez Zabawek. Tego dnia dzieci przynoszą do sali szyszki, gałęzie, kamienie. Z tych naturalnych skarbów powstają korony, domki, pojazdy kosmiczne i czarodziejskie różdżki. Nauczyciele mówią jednym głosem: zaangażowanie i radość dzieci w te dni przekraczają wszelkie oczekiwania.
Czego możemy się nauczyć od dzieci
Zabawa bez zabawek to nie tylko sentymentalny powrót do przeszłości. To cichy protest przeciwko kulturze konsumpcji, która wmawia nam, że szczęście trzeba kupić. Tymczasem dzieci – z garścią kamyków i głową pełną pomysłów – przypominają nam, że najpiękniejsze historie rodzą się z wyobraźni.
Może więc zamiast kolejnej zabawki na Dzień Dziecka, podarujmy coś cenniejszego: wspólny czas. Usiądźmy razem na podłodze i zbudujmy zamek z poduszek, wskoczmy w kałużę bez patrzenia na zegarek, wymyślmy historię, w której jesteśmy piratami, wróżkami albo kosmonautami.
Bo w świecie, który każe mieć coraz więcej, dzieci uczą nas, że najwięcej znaczą te rzeczy, których nie da się kupić: czas, uwaga, miłość i odrobina błota pod paznokciami.