Wiecie państwo, że nie lubimy dobrze pisać o stronie przeciwnej, ale teraz musimy. Każdy zna już historię Kasi Nawrockiej, 7 – letniej córki prezydenta-elekta, która niezwykle żywiołowo reagowała na scenie w wyborczy wieczór. Spontaniczne zachowanie dziecka spotkało się brutalnym hejtem (a ja napiszę, że ze zwykłym ściekiem pogardy) – jak mniemam – ze strony politycznych przeciwników jej ojca. Opisywał szamba nie będę, bo ani to przyjemne, wręcz szpetne i odpychające. Warto jednak i należy odnotować głosy (z tamtej strony), które wzięły w obronę dziecko.
Wymienić tutaj w pierwszej kolejności należy p. Jolantę Kwaśniewską, byłą Pierwszą Damę, która powiedziała: „Wiemy, że przy takich dużych uroczystościach dziewczynka jest skonfrontowana po raz pierwszy z tego typu sytuacją. Ona nie wie, jak ważny to jest moment. Obserwuje, co się dzieje dookoła. Zachowuje się jak każde dziecko. W związku z tym ja przepraszam w imieniu wszystkich tych, którzy tak nieładnie o małej dziewczyneczce mówili” – wyznała ze szczerością Jolanta Kwaśniewska. Pani Kwaśniewska zachowała się z klasą i jak na damę przystało. Stanęła w obronie dziecka, bo nieważne jest, że ona sama reprezentuje światopogląd odmienny od prezydenta-elekta, ale jest przede wszystkim KOBIETĄ i matką. Przy czym – takie moje zdziwienie – kompletnie nie rozumiem dlaczego p. Kwaśniewska przeprasza za innych? Nie ona obraziła i nie ona powinna przepraszać.
Córka p. Jolanty – Aleksandra napisała: ”Robię sobie detoks od polityki, ale co chwilę ktoś mnie pyta, co ja na to, zatem: hejtowanie dziecka, to hejtowanie dziecka. Nie ma znaczenia, czyje to dziecko i nie ma znaczenia, jak bardzo jesteście sfrustrowani wynikami wyborów. Na pewno potraficie być lepsi”. No cóż, zapewne potrafią być lepsi, ale czy chcą?
„Wasze komentarze i życzenia nie wnoszą nic dobrego — są ściekiem dla waszych frustracji. Nie wolno również hejtować dziecka prezydenta Nawrockiego i żadnego innego dziecka! Prezydent może się nie podobać — ale wara od dzieci czyichkolwiek. Nie hejtujących/pozdrawiam serdecznie, z resztą się żegnam” – napisała p. Katarzyna Grochola, pisarka znana z antypisowskich wypowiedzi.
Dorota Robaczewska (Doda) pojechała po bandzie: Zaapelowałam tylko do większości moich odbiorców, (…) aby – broń Boże – nie dali się tej dziwnej manii. (…) żeby nie przelewali swojej nienawiści na dziecko, bo widzę, że te wybory wywołują w ludziach ogromne emocje, wręcz – nie obrażając zwierząt – jakieś zwierzęce instynkty, których kompletnie nie rozumiem… Większość z tych ludzi, którzy pisze takie obrzydliwe komentarze, jest, niestety, bardzo poważnie zaburzona psychicznie, w związku z tym prawdopodobnie nie pracuje, siedzi w domu, żyje życiem internetowym, nie ma też opieki psychiatrycznej czy psychologicznej”.
Ponoć sprawą hejtu na Kasię Nawrocką zajęła się już policja. Nie byłbym zwolennikiem karania tych osób, bo – jak nigdy – podzielam pogląd p. Robaczewskiej, że mamy tutaj do czynienia z „ludźmi poważnie zaburzonymi psychicznie”, a zatem stan zdrowia znosi ich odpowiedzialność karną, a nakłada na społeczeństwo obowiązek otoczenia hejterów specjalistyczną opieką medyczną. To się chyba fachowo nazywa koprolalia: mimowolne wypowiadanie nieprzyzwoitych słów, wulgaryzmów lub zdań. Może uda się wyprowadzić ich jeszcze na prostą, o co – jako katolik rzymski – muszę się pomodlić.
Także – jako Sarmata – czynię krok wstecz, kłaniam się paniom głęboko do pasa i oświadczam: Zachowałyście się panie jak trzeba!
PS. Tymczasem Joanna Senyszyn twierdzi, że do żadnej nagonki nie doszło. „Dzieciom nie można pozwalać absolutnie na wszystko. Trzeba stawiać im granice. A jak widać, córka państwa Nawrockich tych granic po prostu nie ma. Trudno mówić o hejcie na dziecko, które jest krytykowane, bo dziecko w tym wieku nie powinno śledzić mediów społecznościowych ani czytać czegokolwiek o sobie. Jeśli rodzice dopuszczają do tego, że dziecko czyta takie rzeczy o sobie, to raczej trzeba skrytykować rodziców, a nie komentujących” – podsumowała Senyszyn. Jedna z osób mi bliskich w tracie toczącej się kampanii wyborczej powiedziała, że Senyszyn budzi sympatię. Pamiętam, że odrzekłem wtedy, iż nie wolno pod żadnym pozorem obdarzyć komunistki gramem życzliwości, bo na potrzebę chwili ona jest w stanie iść do kościoła i przyjąć chrzest. Gdy jednak chwila minie – wyjdzie z nich ich prawdziwa natura, dusza (oczywiście oni uważają, że nie ma czegoś takiego jak dusza) podła i robaczywa.
Nieodżałowanej pamięci prof. Wolniewicz pisał, że zło samo nie wypala się nigdy. „Gdy nie trafi na opór – pisał pan profesor – szerzy się wciąż dalej i dalej. Zło jest plenne – jak perz. Powstrzymać je można tylko siłą; murem nieugiętego oporu, o który roztrzaska w końcu sobie łeb”.