Przechodniu powiedź Polsce… Czerwone maki na Monte Cassino

    Date:

    Zamiast rosy piły polską krew…
    Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
    Lecz silniejszy od śmierci był gniew!
    Przejdą lata i wieki przeminą,
    Pozostaną ślady dawnych dni!…
    I wszystkie maki na Monte Cassino
    Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi!
    Feliks Konarski

    Zacięta walka Polaków i postępy sprzymierzeńców na innych odcinkach natarcia doprowadziły w efekcie do opanowania 18 maja kluczowych pozycji obronnych, w tym wzgórza klasztornego. Jako pierwszy do ruin klasztornych dotarł patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich, który na znak zwycięstwa zatknął tam swój proporzec. „Nawet ci, którzy dzisiaj jeszcze nie podzielają racji gen. Andersa, nigdy nie zmienią faktu, że w tej wojnie okazał się jedynym zwycięskim polskim wodzem w jedynej polskiej zwycięskiej bitwie” – napisze po latach  Dariusz Baliszewski, polski dziennikarz i publicysta.

    Nocą z 11 na 12 maja 1944 roku rozpoczęła się aliancka ofensywa „Diadem”, która doprowadziła do przełamania niemieckiego systemu obrony zwanego „Pozycją Gustawa”, a wkrótce także znajdującej się za nią „Pozycji Sengera” (znanej szerzej jako „Linia Hitlera”). W efekcie udanego uderzenia, zwłaszcza amerykańskiej 5. Armii, 4 czerwca zdobyto Rzym.

    Oddajmy głos gen. Władysławowi Andersowi, dowódcy 2 Korpusu Polskiego: „23 marca przyjechał do mnie do Vinchiaturo gen. Leese i udzielił mi następujących wiadomości. Niemcy odparli ponowne natarcie na miasto Cassino. Wojska sojusznicze na przyczółku Anzio znajdują się w trudnym położeniu. Wobec tego zdecydowano wielką ofensywę na odcinku frontu włoskiego od miasta Cassino do wybrzeża Morza Tyrreńskiego. 8 Armia otrzymała zadanie przełamania linii Gustawa, której najsilniejszym punktem są wzgórza Monte Cassino oraz linii Hitlera, której zawiasem jest Piedimonte. Dla 2. Korpusu Polskiego przewidziano najtrudniejsze zadanie zdobycia w pierwszej fazie wzgórz Monte Cassino, a następnie Piedimonte”.

    I dalej gen. Anders tak wspomina sytuację operacyjną: „Była to dla mnie chwila doniosła. Rozumiałem całą trudność przyszłego zadania Korpusu. Zaciekłość walk w mieście Cassino i na wzgórzu klasztornym były już wówczas dobrze znane. Mimo że klasztor Monte Cassino był bombardowany, mimo że oddziały i czołgi sojusznicze dochodziły przejściowo na sąsiednie wzgórza, mimo że z miasta Cassino zostały tylko gruzy, Niemcy utrzymali ten punkt oporu i nadal zamykali drogę do Rzymu”.

    Generał Anders miał świadomość trudności zadania, jakie postawił swoim żołnierzom. Doskonale rozumiał, że będzie to bój wyczerpujący i krwawy, który przyniesie ogromne straty polskiemu korpusowi. Tak tłumaczył swoją decyzję: „Wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu. Oceniałem ryzyko podjęcia tej walki, nieuniknione straty oraz moją pełną odpowiedzialność w razie niepowodzenia. Po krótkim namyśle oświadczyłem, że podejmuję się tego trudnego zadania”. Jak widać po tej wypowiedzi gen. Anders mylił się co do znaczenia bitwy na przyszłe losy Polski, która była już wtedy „sprzedana” przez Aliantów Stalinowi. Nie miejmy jednak pretensji do żołnierza, wszak nie był on politykiem, a i ci niewiele mogli zdziałać i zgoła niewiele „ważyli” w grze wielkich mocarstw.

    Wróćmy do samej bitwy. Wzgórza klasztornego bronili Spadochroniarze z 1 Dywizji Strzelców Spadochronowych gen. Richarda Heidricha, ochrzczeni przez Aliantów „Zielonymi diabłami”. Elita niemieckiej armii. „Uparcie trwali na tych pozycjach, odpierając szturm za szturmem, zadając przy tym sprzymierzonym wojskom olbrzymie straty” – pisał Piotr Korczyński, polski historyk. „W końcu jednak nierówny stosunek sił i sprzętu pozwolił aliantom (w tym II Korpusowi Polskiemu) na zajście Monte Cassino z boku. Nawet wtedy, mimo ognia szturmujących Polaków, którzy zatknęli na ruinach klasztoru swój sztandar, resztki 1 Dywizji Strzelców Spadochronowych zdołały się wycofać w porządku i oderwać od wroga”.

    Po bitwie w kronice Pułku Ułanów Karpackich zapisano: „Należy tu zaznaczyć, że Niemcy walczyli bardzo dzielnie, a ich postawa po wzięciu do niewoli była wzorowa, co podkreślało elitarność strzelców spadochronowych”.

    Także w relacjach niemieckich zauważono, że w maju 1944 roku na linii Gustawa pojawił się niezwykle bojowy i twardy przeciwnik – polski żołnierz. Jeden ze spadochroniarzy niemieckich tak wspominał atak polskich ułanów na wzgórze Passo Corno 19 maja 1944 (że atakowali go Polacy, niemiecki żołnierz dowiedział się, gdy trafił do niewoli): „Spaleni na brąz żołnierze prą na nasze stanowiska z niewiarygodną determinacją i zaciekłością. Czyżby to byli Anglicy? My strzelamy, strzelamy i ładujemy, i znów strzelamy! Broń się rozgrzewa! Granaty ręczne latają tam i z powrotem! Zaledwie 20 m od nas udaje się przeciwnikowi ustawić na stanowisku karabin maszynowy. […] Przewaga (wroga) rośnie, coraz więcej płaskich hełmów wynurza się z mgły, gwałtownie potrzebujemy wsparcia…”.

    Męstwo Polaków wykazane pod Monte Cassino stało się legendarne nie tylko wśród rodaków. Brytyjski historyk Matthew Parker opisał sytuację, gdy polskim żołnierzom na jednym odcinku zabrakło amunicji.

    „Zdesperowani rzucali w Niemców kamieniami. Gdy trwali w nieustannym ogniu przez kilka godzin, gdy coraz trudniej było o nadzieję ocalenia, jeden z nich zaczął śpiewać Jeszcze Polska nie zginęła. Hymn narodowy podjęli pozostali żołnierze. Wielogłos odbijał się echem od skał Monte Cassino, robiąc niezwykłe wrażenie. Słowa pieśni naprzeciw pociskom”.

    Wedle przekazów w czasie bliskiego kontaktu ogniowego z polskimi oddziałami dochodziło do dramatycznych wydarzeń. Ślązacy krzyczeli do szturmujących Polaków po polsku ze skalnych kryjówek: „Jo je Polok, nie strzeloj!”. W podobnych okolicznościach nieraz dochodziło w tym okresie do zmian frontu – niedawni żołnierze Hitlera polskiego pochodzenia zrzucali niemieckie mundury i kończyli szlak bojowy już w barwach Polskich Sił Zbrojnych. Jak pisze w książce „Polacy w Wehrmachcie” prof. Ryszard Kaczmarek: „pod Monte Cassino – doszło chyba po raz pierwszy do tak dramatycznego starcia oko w oko Polaków służących po stronie aliantów i Polaków nacierających na dominujący nad całą okolicą klasztor Benedyktynów na górze Cassino”.

    Jan Gazura ze Śląska Cieszyńskiego, Polak powołany do Wehrmachtu wspominał: „Ukryłem się w bunkrze i przeczekałem, aż przesunie się linia frontu. Zostałem znaleziony rankiem przez polskich żołnierzy, krzyknąłem: »Nie strzelajcie, jo je Polok!«. Dotarliśmy do głównego punktu opatrunkowego, gdzie był również dowódca batalionu major Baczkowski. Kilku żołnierzy sięgnęło po broń na widok »Niemca« bez eskorty wśród własnych rannych. Więc ja, już po raz drugi, wołałem: »Nie strzylejcie, jo je Polok!«. Otoczyli mnie i zaczęli pytać o życie w okupowanej Polsce, czym kto miał, tym mnie częstował, ktoś nawet wcisnął mi do ręki jakieś pieniądze. Z głównego punktu opatrunkowego zostałem wysłany do dowództwa Brygady Strzelców Karpackich, gdzie przesłuchiwał mnie dowódca, podpułkownik Jan Lachowicz. Najpierw spytał: »Jesteście ranny?«. Odpowiedziałem »Nie«. On na to: »A wiecie, jak wyglądacie?«. Podano mi lusterko. Całą twarz miałem umazaną od krwi”.

    Jeden z najbardziej przejmujących epizodów, który w swojej relacji z bitwy umieścił Melchior Wańkowicz, dotyczy opisu pola po bitwie:

    „Leżą w polskich, leżą w niemieckich mundurach. Młody Niemiec odrzucił konopiastą czuprynę i leży — zesztywniały na zawsze. Kiedy po drugim natarciu robotnicy kompanii włoskiej znosili jego rozkładające się już ciało, w portfelu jego znaleziono dwa listy:

    Redułtowy 7. V. 44.

    Mój Kochany Synie.

    Siadam do stołu i hca Ci pary słów napisać ale siem neisamprzut ciem pozdrawiam ty słowy n.b.p. Je Ch. (Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus)

    Synoczku dzisiej jest niedziela i mom troszka czasu to ci hca pora słów napisać ale ciem najsamprzut pisza że my som wszyscy zdrowi co ciebie tego samego życzmy coby ciem ty pora moich slow przi neilepszym zdrowiu zostało. Siegmondku dzisiaj jest troszka cieplej i stromy* siem poczy najom rozwijać trezesnie kwitnom kiebyś bel doma to beś siem cieszat mój Synie kohany bo mię Serce boli że tak cierpieć musisz niewinnie a orok Reimundek ten tam dopiro cierpi na tej Rusej jeśli tam żyje bojo was dziennie opłakują to ty tam niewiem jeśli przewidzieć nawet ale Boga proszą o pomoc bo żoden mi nie pomoże telko Bóg jedyny a najświęstszo Panienka Maryja nas zaś pocieszy bo inny żoden ciem nie pocieszy. Mój Synoczku posełom ci papior napisani i Kuferty to mi zaś otpisz co tam nowego moje dziecko kochany bo mi jest weselej jak ot ciebie pismo dostanę a jak dwa albo tedzień pisma niema to ani siem mi robić niechce a jeno czekam cobych was jeszcze ros widziała póka żyja a tera jusz ty pismo kończą a stobom siem oncza (?) bo idą na nieszpor do widzenia twoja zasmucona Synoszku mój Matka”.

    Polskie losy pokręcone są jak polna piaszczysta droga, która jednych poprowadziła na tamten świat, innych skazała na tułaczkę i poniewierkę po obcych lądach. Brat zabijał brata, bo nie zawsze był czas krzyknąć: „Nie strzeloj!”.

    Są zawsze tacy szaleńcy,
    Zdobiący Kossaków płótna…
    Spod Stoczka i spoci Racławic,
    Spod Westerplatte i Kutna…!
    Spod Arnhem i spod Tobruku,
    Starówki i Mokotowa,
    Po których w spadku zostaje
    Legenda pozagrobowa…
    Są zawsze tacy szaleńcy,
    Spadkobiercy tej polskiej doli,
    Którzy wolą umrzeć wolnymi,
    Których śmierć wyzwala z niewoli!…

    Feliks Konarski

    W czasie bitwy o Monte Cassino poległo 923 żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, 2931 zostało rannych, a 345 uznano za zaginionych. Na miejscu wiecznego spoczynku zdobywców Monte Cassino wyryto napis: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.

    Konrad Dziecielski
    Konrad Dziecielski
    k.dziecielski@merkuriusz24.pl

    Wesprzyj autora!

    Jeśli doceniasz pracę autora i chcesz go wesprzeć, możesz wpłacić symbolicznego grosika na jego dalszą twórczość. Każda pomoc ma znaczenie i motywuje do tworzenia kolejnych wartościowych treści. Dziękujemy za wsparcie!

    Subskrybuj

    spot_imgspot_img

    Popularne

    Więcej w temacie
    Powiązane tematy

    Brzydkie oblicze. Radom 1976

    Radom 1976 – ścieżki zdrowia, wilcze bilety, więzienia. Czerwiec ’76 to dzień, gdy Polacy zobaczyli, jak naprawdę wyglądała „ludowa” władza.

    Przeżył Auschwitz. TSUE każe mu czekać na sprawiedliwość

    Ten tekst to krzyk w obronie prawdy i godności. Głos kapitana AK, który przeżył Auschwitz i sowieckie więzienie, dziś trafia na mur europejskiej obojętności. Udostępniamy, bo musimy.

    Co się naprawdę wydarzyło? 4 czerwca 1989

    "4 czerwca" to niekoniecznie data zwycięstwa. Kiedy naprawdę upadł komunizm w Polsce i dlaczego wybory z 1989 r. to raczej początek kompromisu niż przełomu?

    Sarmacki Katyń. Rzeź pod Batohem

    Rzeź jeńców po bitwie pod Batohem (1652) to jedna z najkrwawszych zbrodni XVII w. – Kozacy zamordowali tysiące Polaków. To dramatyczny zwrot w wojnie i wstęp do rosyjskiej ekspansji.