Aktor Piotr Zelt (niektórzy uważają, że „znany” – ja nie kojarzę) oskarżony o znieważenie Annny Michalskiej, byłej rzeczniczki prasowej Komendanta Głównego Straży Granicznej, został uniewinniony przez Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów. W wyroku, który zapadł w procesie toczonym za zamkniętymi drzwiami, sąd uznał, że kontrowersyjna wypowiedź Zelta mieści się w granicach wolności wypowiedzi i prawa do krytyki.
Pan Piotr Zelt triumfuje: „Sąd uwolnił mnie od absurdalnego zarzutu” – pisze, a ton tego wpisu jest tak napompowany samozachwytem, że brakuje tylko fanfar, pochodu ze słoniami i laurów z liści wawrzynu nakładanych przez działaczy Silnych Razem oraz KOD-u. W rzeczywistości to nie heroiczna epopeja o prawie do wolności wypowiedzi, tylko epizod z życia aktora, który najwyraźniej myli salę sądową z planem serialu 13 posterunek (znalazłem w internetach), a wyrok – z premierą własnej prawości oraz kindersztuby.
Nie sposób nie zauważyć, że cała ta opowieść pana Zelta pachnie czymś wyjątkowo nieświeżym – jak jakaś tania polityczna szynka po trzeciej reanimacji, którą próbuje się promować jako stek z wyższej półki. Aktor ogłasza „powrót normalności”, jakby przez ostatnie lata był ostatnim sprawiedliwym, zamkniętym w lochu III RP. Skromność – zresztą jak włosy (wygooglałem sobie zdjęcie) – nie jest jego mocną stroną. Pan Zelt robi ze sprawy autopromocyjny show – w roli głównej: ja, poszkodowany artysta, prześladowany przez kaczystowski reżim. Rzecz jasna, wszystko w tonie moralnego kazania, z obowiązkowym biciem się w cudze piersi. Trudno nie zauważyć, że im mniej ktoś ma faktycznych dokonań artystycznych, tym chętniej występuje w roli autorytetu od sumienia i demokracji. Kiedyś aktorzy grali role napisane przez innych – dziś mówią co myślą, a zazwyczaj myślą niewiele. Ot słowa, z których bije: pycha krocząca za głupotą. A omawianym przypadku nawet i przed.
Kiedy Zelt pisze o „funkcjonariuszach upadłego pseudoreżimku, którzy tupią bezradnie”, człowiek ma ochotę zapytać: a może to ty, drogi Piotrze, tupałeś najgłośniej, byle znów ktoś zwrócił na cię uwagę? Bo oto teatr polityczny ma nową gwiazdę: STATYSTĘ trzeciego planu – tyle że scena, na której grasz, to już nie scena jakiegoś filmowego planu, lecz właśnie statysty, który uwierzył w swoje kwestie. Ale wiadomo – dla niektórych statystów każdy cień zainteresowania, to już niemalże scena narodowa.
W środowisku celebrytów od dawna obowiązuje zasada: jeśli nie możesz błyszczeć talentem, błyśnij chociaż gołą dupą lub jakimś innym głupstwem. No i pojawił się Piotruś…






