Pan prezydent nie podpisał nominacji dla 46 sędziów. Jak zapowiedział w swoim exposé — tak zrobił. Skandal! Przypomnijmy więc słowa z 6 sierpnia tegoż roku: „Mówię to tylko dlatego, żeby w sposób klarowny, jasny, oczywisty zadeklarować – Szanowny Panie Premierze, Panie Ministrze Sprawiedliwości – że nie będę awansował ani nominował tych sędziów, którzy godzą w porządek konstytucyjnoprawny Rzeczypospolitej Polskiej – mówił wówczas prezydent Nawrocki. – A będę promował, awansował i nominował tych sędziów, którzy porządek konstytucyjnoprawny Rzeczypospolitej Polskiej zgodnie z konstytucją i ustawami przyjętymi przez polski parlament i podpisanymi przez Pana Prezydenta respektują – tak wyobrażam sobie porządek prawny państwa polskiego. A bezpieczeństwo prawne polskich obywateli, którzy czekają na sprawiedliwe wyroki i porządek konstytucyjnoprawny państwa polskiego jest dla mnie – Drodzy Państwo – dużo ważniejszy niż samozadowolenie jednej z klas społecznych w Polsce. Chcę to wyraźnie podkreślić”.
Jeden z pierwszych komentarzy pod tymi słowami brzmiał: „Pożyjemy, zobaczymy”.
Pożyliśmy — i właśnie zobaczyliśmy. Prezydent zrobił dokładnie tak, jak zapowiedział, co samo w sobie jest głębokim szokiem dla zwolenników KO. Bo przecież jak można coś powiedzieć, a później się z tego wywiązać? Niesamowite.
Minister Żurek żąda od prezydenta uzasadnienia swojej decyzji. Premier Tusk znalazł nowy autorytet — śp. Krzysztofa Kononowicza, postać tragiczną, ale wzbudzającą sympatię — i cytuje go: „Aby nie było niczego”.
Pewna pani (niektórzy twierdzą, że dziennikarka) wzywa do zmiany prawa, tak aby można było uruchomić procedurę impeachmentu i postawić prezydenta Nawrockiego w stan oskarżenia.
Minister sprawiedliwości grzmi: „Jeśli chodzi o motywy odmowy, słyszeliśmy o 'podszeptach Waldemara Żurka’, które nie podobały się prezydentowi. To jest pozakonstytucyjna i pozaustawowa przesłanka. Tego typu podejście jest łamaniem konstytucji” – oświadczył prokurator generalny.
Czyli co? O sakramenckiej 6 rano wpadniecie teraz do prezydenta i wygarniecie go z pałacu?
Przecież są prostsze i sprawdzone metody, znane wam z doświadczenia: dekrety i rozporządzenia! Czy premier nie może wydać jakiegoś fikuśnego dekretu (jak w przypadku p. Korneluka) i mianować sędziów choćby na stanowiska generalskie, a nawet motorniczych MZK w Warszawie? Jechać! A co z tego będzie — to się później zobaczy!
Prezydent, zamiast po cichu i z pokorą „konsultować się z opinią publiczną” (czytaj: z premierem i ministrem (nie)sprawiedliwości), ośmielił się kierować własnym rozumem i literalnym brzmieniem konstytucji.
Przewrotność niebywała! Przecież w Polsce XXI wieku od dawna obowiązuje zasada:
Nie czytaj – interpretuj.
A więc mamy aferę! 46 sędziów, 46 dramatów, 46 niedoszłych beneficjentów systemu, którzy – jak to się mówi – „mieli już wszystko dopięte, a szampan się mroził”.
I nagle prezydent, ten sam, którego przez ostatnie trzy miesiące obwiniano o bierność, okazał się… zbyt aktywny. W dodatku działał zgodnie z obowiązującym prawem. No nie, tego już naprawdę za wiele! W uśmiechniętej, europejskiej i post-konstytucyjnej Polsce najgroźniejszą zbrodnią staje się dotrzymanie słowa. Bo jak można być konsekwentnym, gdy cały kraj żyje z niekonsekwencji? Jak można mieć kręgosłup, gdy tylu obywateli choruje na elastyczność poglądów?
I dlatego najtrafniejszy komentarz do tej burzy brzmi nie „skandal!”, lecz: Cuda się zdarzają. Prezydent zrobił to, co obiecał.
Na zakończenie warto przywołać słowa nieodżałowanej pamięci prof. Bogusława Wolniewicza, który bardzo klarownie przedstawił różnice między demokracją liberalną a demokracją obywatelską (republikańską):
„Określenie ‘demokracja liberalna’ używa się tak, jakby przydawka ‘liberalna’ była w nim nierozłączna, a powiedzenie ‘demokracja nieliberalna’ – wewnętrznie sprzeczne. Tymczasem są to dwie bardzo różne postaci demokracji, z której jedna nazywa się właśnie ‘liberalna’, a drugą można by nazwać ‘obywatelską’.
Demokracja obywatelska to taka, w której zachodzi równowaga pomiędzy interesem zbiorowym i interesem własnym: między uprawnieniami jednostki w danej wspólnocie demokratycznej a jej tam zobowiązaniami.
Demokracja liberalna jest zaś taka, w której duch obywatelski wygasł i pojęcie ‘interesu zbiorowego’ stało się martwe: pozostały interesy partykularne jednostek i grup.”






