W grudniu zmrok zapada wcześnie – o 16:40 jest już ciemno. W tamten dzień po domach panie skrzętnie zabezpieczały poświąteczne jadło, dzieci bawiły się podarkami – a panowie nerwowo podkręcali wąsy. Niektórzy wychodzili z domów. Na wietrze łopotały polskie flagi. Coś wisiało w powietrzu, jakiś niepokój i oczekiwanie.
Padły pierwsze strzały. Nasi? Czy oni? Pytano z trwogą i nadzieją. Tak zaczynało się Powstanie Wielkopolskie – jeden z czterech zwycięskich zrywów narodowych. Powstanie, o którym ciągle za mało wiemy, za mało pamiętamy – i z którego za mało jesteśmy dumni.
I
W 1918 Wielka Wojna dobiegła końca. Niemcy ponieśli klęskę, ale Wielkopolski oddać nie chcieli. Dla Polaków była ona kolebką państwa, terenem zamieszkanym przez tych, którzy zawsze czuli się Polakami. Dla naszych zachodnich sąsiadów – wygodną kolonią, którą bezkarnie wyzyskiwali od końca XVIII wieku. Po stronie tych pierwszych była racja moralna, marzenia pięciu pokoleń o odzyskaniu ojczyzny, patriotyzm lokalny i narodowy, i dobre konspiracyjne przygotowanie – również wojskowe. Po stronie tych drugich: opór przed oddaniem tego, co pradziad zabrał oraz – pomimo przegranej wojny – przewaga militarna, liczebna i techniczna. Nic w tamtą grudniową noc nie było jeszcze przesądzone…
II
Przywykło się uważać, że iskrą, która rozpaliła powstańczy ogień, był przyjazd do Poznania Ignacego Jana Paderewskiego 26 XII 1918 roku. Myślimy z sentymentem o tłumach wiwatujących na cześć polskiego artysty i dyplomaty – manifestujących tyleż radość, co i troskę. Sama nie potrafię opanować wzruszenia – tym bardziej, że w gronie ziemian – delegatów towarzyszących Paderewskiemu od dworca do hotelu Bazar był mój dziadek, wówczas dwudziestoletni mężczyzna. Ale to tylko połowa prawdy.
Bo po pięknym wieczorze nastał trudny poranek, a potem niespokojne popołudnie. Od strony koszar nadciągnęły oddziały niemieckich żołnierzy. Byli coraz bliżej. Zdzierali i deptali polskie i alianckie flagi. Zniszczyli siedzibę legalnej polskiej władzy. Dotarli pod Bazar i wystrzelili w okna pokoju Paderewskiego. Polacy odpowiedzieli ogniem. Wiedzieliśmy, że bez czynu zbrojnego nie odzyskamy rdzennie polskich ziem.
III
Nie jest łatwo po latach morderczej wojny, w czasie której zaborcy wysyłali polskiego żołnierza na najtrudniejsze odcinki frontu – znowu chwycić za broń. Nie jest łatwo – ale na pewno łatwiej, gdy ma się gorące serce i chłodny umysł. Gdy na równi z miłością do Ojczyzny – ceni się pragmatyzm. I gdy ma się po swojej stronie mieszkańców ziem objętych walkami , mieszkańców wszystkich grup społecznych i środowisk politycznych. Jednym słowem: gdy do boju rusza się w wielkopolskim stylu.
IV
52 dni zmagań. Niektóre bitwy zbierały krwawe żniwo. Inne odbyły się bez jednego wystrzału. Oddziały powstańcze rosły w siłę. Początkowo liczyły 15 tys. Po kilku tygodniach Armia Wielkopolska, dowodzona przez majora Stanisława Taczaka, potem generała Józefa Dowbor – Muśnickiego, liczyła 120 tys. Od pierwszego wystrzału był w tym gronie mój pradziad, Piotr Augustyniak, Bohater rodzinny i narodowy. I setki, tysiące takich – jak on.

V
Błędem byłoby jednak myśleć, że tylko odwaga powstańców i talent wojskowy przywódców stoją za sukcesem zrywu. Ci, którzy bili się na ulicach i na polach – wiedzieli, że o ich sprawę na dyplomatycznych salonach Europy walczy Roman Dmowski, z wielką klasą i jeszcze większym uporem powtarzający, że Polska musi być wolna. I że nie ma wolnej Polski – bez Wielkopolski.
VI
6 I 1919 roku zdobyto lotnisko Ławica. Stolica regionu była wyzwolona. Ententa – zmuszona rozwojem wydarzeń, traktująca początkowo Powstanie za wewnętrzną sprawę Niemiec, teraz uznała go za front Wielkiej Wojny. Zaprzestanie zbrojnych działań postawiono jako warunek podpisania rozejmu. Wtedy doszło do sytuacji absurdalnej: przegrywający Niemcy wysunęli żądania. Chcieli przyłączenia Wielkopolski do swego kraju, rozwiązania Armii Wielkopolskiej i odszkodowań. Polska i Europa przetarły oczy ze zdumienia: można przegrywać wojnę i bitwę, i stawiać żądania…? Rozmowy zerwano. Zostały wznowione, gdy do przegranych dotarło, że nie odnieśli zwycięstwa. 16 II 1919 roku podpisano rozejm w Trewirze, 28 VI traktat wersalski. Wielkopolska wróciła w ręce Polaków.
VII
Wypada dodać, że sprzyjała nam postawa samych Niemców. Wielu z nich nie chciało walczyć i przystępowało do proponowanych przez Powstańców pertraktacji. Oddawali bez jednego wystrzału obiekty i całe miejscowości, przekazując równocześnie broń. Niektórzy byli tak zdemoralizowani, że sprzedawali wyposażenie niemieckiej armii, byle tylko nie wrócić do swoich bez grosza. Niestety, świadkowie tamtych wydarzeń opisywali też haniebną postawę Niemców. Wróg znęcał się nad jeńcami, dobijał rannych Polaków, bezcześcił i okradał zwłoki. Ci, którzy to widzieli, nigdy nie mogli zapomnieć.
Nie ma wśród żywych już nikogo, kto pamiętałby Powstanie Wielkopolskie. Są zdjęcia, dokumenty, relacje. I przesłanie, wyłaniające się z przebiegu wydarzeń i słów Powstańców – mówiące o tym, że zwycięstwo jest możliwe. Trzeba tylko, żeby chłodne kalkulacje studziły żar emocji, a emocje – rozgrzewały racjonalne myślenie. I wiele da się dla Polski wywalczyć. Bo silny duch i racja moralna znaczą dużo – czasem nawet więcej, niż geopolityka, nieprzychylność części Europy i przewaga przeciwnika.