Łobuz monarchą. Śmierć Kazimierza Wielkiego

    Date:

    Jest Roku Pańskiego 1370 dnia 5 Novembris. Lasy okalające miasto stołeczne Kraków przybierają odcienie złota, czerwieni i pomarańczy, tworząc malownicze krajobrazy. Powietrze staje się rześkie, a poranne mgły otulają pola i lasy tajemniczą mgiełką. W jednej z komnat na Wawelu oczy zamyka ostatni z królewskiej linii Piastów – Kazimierz III Wielki. Jego śmierć nie była jedynie naturalnym końcem życia monarchy, lecz symbolicznym zamknięciem pewnej epoki: epoki Piastów, epoki scalenia Królestwa Polskiego, epoki wzrostu i reform. Ale były też i strony ciemne…

    Miesiąc wcześniej „król, nie zważając na rozsądną radę, wsiadł na wóz i pośpieszył do lasu na łowy. Tam, nazajutrz, goniąc jelenia, gdy się koń pod nim przewrócił, spadł z niego i otrzymał niemałą ranę w lewą goleń.” To upadek z konia – prozaiczny gest królewskiego polowania – zapoczątkował „chorobę, która trwała niemal miesiąc” i doprowadziła do śmierci monarchy. Król początkowo czuje się dobrze, ale lekarze (jeżeli tak można ich z dzisiejszej perspektywy nazwać) odradzają mu podróż i sugerują odpoczynek. Król jest uparty, bierze dodatkowo gorącą kąpiel, po której dostaje wysokiej gorączki. Po drodze gasi pragnienie w zimnej wodzie ze strumienia. I być może daje to początek zapalenia płuc…

    Gdy orszak dotarł do Krakowa, stan króla był tak zły, że monarcha nie był nawet w stanie poznać, iż jest u celu. Kazał pytać lekarzy, gdzie się znajduje, majaczył, oblewały go siódme poty. Gdy nieco otrzeźwiał, zastraszeni lekarze przekonywali go, jeden przez drugiego, że nic mu nie grozi i że pożyje długie lata. Kiedy po 499 latach otwarto grobowiec króla potwierdzono, że jego lewa noga była złamana.

    W dniu 3 listopada Kazimierz sporządził ostatnią wolę, testament, w którym usynowił wnuka imieniem Kazimierz-Kaźko. Monarcha był więc świadomy swojej śmiertelności i chciał zabezpieczyć ciągłość władzy – choć faktycznie system, który budował, nie doczekał się naturalnej kontynuacji. Jego synowie spoza małżeństwa otrzymali nadania oraz herby. Nieodżałowanej pamięci mistrz pióra Paweł Jasienica pisał: „Zgodnie z przyjętym w Europie zwyczajem dzieci z nieprawego łoża używały klejnotu rodzica w jakiś sposób odmienionego. Przekreślano go na przykład albo z przepołowionym wizerunkiem. Herb Mięszczaniec, którym się pieczętowali synowie Kazimierza Wielkiego, miał po jednej stronie tarczy połowę orła piastowskiego, po drugiej dwie białe róże”.

    A jakie były początki tego panowania? Straszne. Oddajmy ponownie głos Jasienicy: „Kazimierz, nazwany później Wielkim, występując na tron wzbudzał w szlachcie raczej trwogę niż błogą nadzieję. opinię miał wyjątkowo nieciekawą, unurzaną w krwawym błocie. Jako królewicz uwiódł na Węgrzech, czy też nawet zgwałcił, tamtejszą Klarę Zach. Dowiedziawszy się o tym, ojciec dziewczyny, porwał się mieczem na parę monarszą, bo ciotka Kazimierza, królowa Elżbieta, ułatwiła podobno młodemu siostrzeńcowi to dzieło. Nieszczęsny zamachowiec, zanim zginął, ciał w ramię swego suzerena, Karola Roberta, odrąbał Elżbiecie palce u dłoni. Zapłaciła za to cała rodzina Zachów. Torturowano ludzi, ścinano ich, rozwieszano ćwierci ciał po rynkach miast. Klarze obcięto nos i wargi.  W tym stanie obwożono ją po Węgrzech, dla postrachu. Miecz Felicjana Zacha nie zagrażał właściwemu winowajcy. Kaźmierz w porę powrócił do Polski, gdzie się schronili niedobitkowie rodziny Klary. Władysław Łokietek żadnemu z nich nie odmówił azylu”.

    I dalej Jasienica pisze o przemienianie z łotra w wielkiego władcę: „Miał Kazimierz i inne grzechy na sumieniu. Wspomniało się tylko najcięższy. Wstępując do grobu, Łokietek trwożył się o przyszłość, nie był wcale pewien czy syn zdobędzie posłuch i szacunek.  Koronacja odmieniła Kazimierza w tym wszystkim, co dla króla najważniejsze. Nie uleczyło go z bajecznej rozpusty czy z okrucieństwa, dziedzicznego zresztą w rodzie Piastów, ale zaprzęgła jakby w jarzmo obiektywizmu. Nigdy już potem (a może i przedtem) nie miała Polska równie troskliwego gospodarza. Kazimierz wstąpił na tron prawem dziedziczenia, a potem wiernie, marze i chytrze służył własnemu dziedzictwu, krajowi. To była służba, żaden inny termin się nie nadaje. Coś przerobiło łobuza w wielkiego monarchę”.

    Kazimierz Wielki – od łobuza do wielkiego monarchy
    Fragment obrazu Jan Matejki „Wnętrze grobu Kazimierza Wielkiego”, 1869 r.

    Próbując opanować Ruś Czerwoną wszedł w ostry konflikt z Litwą. Dość powiedzieć, że próbując ten konflikt zażegnać, bierze sobie za pierwszą żonę Aldonę Annę Giedyminównę – córkę wielkiego księcia litewskiego Giedymina, a ta w winie przywozi do Korony 20 tysięcy barańców, wcześniej uprowadzonych z naszych ziem.  Było więc niezwykle ostro.

    Król nakazał ujednolicić prawo. Około 1347 roku powstają Statuty wiślickie: zbiór praw ustanowionych dla Małopolski. Były one częścią szerszej reformy prawnej, której celem było uporządkowanie prawa w Królestwie Polskim. Statuty regulowały wiele dziedzin życia — od prawa karnego i cywilnego, po kwestie sądowe, majątkowe i rodzinne. Zawierały m.in. przepisy dotyczące ochrony własności, kar za przestępstwa oraz obowiązków wobec państwa. Ich uchwalenie uznaje się za jeden z najważniejszych kroków w budowie sprawnego i nowoczesnego państwa prawa w średniowiecznej Polsce. Ale to wszyscy z historii już wiemy.

    Tak więc 5 listopada 1370 roku z Bożej łaski król Polski, pan i dziedzic ziem krakowskiej, sandomierskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, Kujaw, Pomorza i Rusi, Kazimierz syn Władysława „odszedł szczęśliwie do Chrystusa” otoczony „wieloma osobami ze szlachty i duchowieństwa”. Teraz przenieśmy się wehikułem czasu do roku 1869.

    Grobowiec królewski Kazimierza Wielkiego w katedrze wawelskiej otwarto, gdyż chciano dokonać jego renowacji. Według ówczesnych obserwatorów marmurowo-piaskowcowy nagrobek już w latach 40. XIX w. był w złym stanie. Tumba przekrzywiła się, między marmurowymi płytami pojawiły się szpary, płyta wierzchnia pękła w kilku miejscach, a kolumny podtrzymujące baldachim przesunęły się i pokrzywiły.

    14 czerwca wykuto otwór w sarkofagu i ustalono, że w środku widać było resztki drewnianej trumny, która spoczywała niegdyś na czterech żelaznych prętach przymocowanych nad posadzką. Z czasem drewno zbutwiało i trumna zapadła się, a jej zawartość spadła na dno. Leżały tam szczątki króla oraz resztki jego wyposażenia i ubrania. Na czaszce władcy nadal tkwiła korona. Znalezienie szczątków króla uznano za znak z niebios, który ma podnieść pogrążony w żałobie po upadku powstania styczniowego naród.

    „Wrażenie, jakie wiadomość ta w całym kraju wywołała opisać, wypowiedzieć się nie daje… (…) To zjawienie się wśród żywych wielkiego króla prawodawcy, reformatora, na grobie Polski rozszarpanej, rozsypanego w proch, z ostatnią polską koroną i jedynym berłem naszym… miało w sobie coś mistycznie działającego, jakby wywołującego wspomnieniem przeszłości wiarę w przyszłość. Poruszyło ono serca wszystkich, jednogłośnie zrodziła się myśl nowego pogrzebu i złożenia relikwii tych w odpowiedniej im, królewskiej trumnie” – pisał Józef Ignacy Kraszewski.

    Na posiedzeniu 19 czerwca 1869 r. kapituła krakowska podjęła decyzję, by urządzić Kazimierzowi Wielkiemu pogrzeb. Szczątki króla włożono do nowej miedzianej trumny wykonanej przez Aleksandra Ziębowskiego, zdobionej krzyżem i łacińskim napisem zaczynającym się od słów: „Casimiri Magni ossa, insignia regna” (Szczątki Kazimierza Wielkiego i insygnia królewskie).  Obok kości ułożono insygnia. Pierścień, guziki i blaszki zdobiące niegdyś szatę króla włożono do metalowego pudełka, zaś w osobnej skrzynce umieszczono spróchniałe fragmenty pierwotnej trumny, kawałki żelaznych prętów, na których stała oraz gwoździe z niej. Nową trumnę złożono w kaplicy Wazów.

    Pogrzeb odbył się 8 lipca 1869 roku. Przybyły na niego do Krakowa delegacje z całej Galicji. Byli wśród nich przedstawiciele miast, gmin i powiatów, grupy chłopskie i żydowskie, członkowie cechów, stowarzyszeń, instytucji, profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego i Lwowskiego, przedstawiciele towarzystw naukowych i rolniczych, posłowie. Z zaboru pruskiego przybyli posłowie wielkopolscy. Nie było natomiast nikogo z zaboru rosyjskiego, bo udział w pogrzebie groził tam represjami.

    Ocenia się, że przejście konduktu obserwowało kilka tysięcy widzów. Mimo takich tłumów na trasie panowała cisza. Nie śpiewano, nie grała żadna orkiestra. Jedynym dźwiękiem, jaki roznosił się po mieście, było bicie kościelnych dzwonów. W taki oto sposób, powoli, majestatycznie i w nabożnym skupieniu, pochód dotarł na Wawel.

    I tam po dziś dzień spoczywają doczesne szczątki człowieka, który z łobuza przemienił się w władcę wielkiego – Casimirus Magnus, rex Poloniae.

    Konrad Dziecielski
    Konrad Dziecielski
    k.dziecielski@merkuriusz24.pl

    Wesprzyj autora!

    Jeśli doceniasz pracę autora i chcesz go wesprzeć, możesz wpłacić symbolicznego grosika na jego dalszą twórczość. Każda pomoc ma znaczenie i motywuje do tworzenia kolejnych wartościowych treści. Dziękujemy za wsparcie!

    Subskrybuj

    spot_imgspot_img

    Popularne

    Więcej w temacie
    Powiązane tematy

    Życiorys rozpisany na 88 klawiszy, czyli 165 rocznica urodzin Ignacego Jana Paderewskiego

    Ignacy Jan Paderewski – wirtuoz fortepianu i obywatel świata, który sławę, talent i fortunę oddał Polsce. Dowód, że prawdziwa wolność artysty nie zwalnia z miłości do Ojczyzny.

    Proces brzeski – hańba II Rzeczypospolitej

    Proces brzeski obnażył prawdziwe oblicze II Rzeczypospolitej. Za fasadą mitu o odrodzonym państwie kryły się represje, fałsze i bezwzględna walka o władzę.

    Ciągniki gąsienicowe II RP. Przedwojenna polska myśl techniczna*

    Polskie ciągniki artyleryjskie C2P, C4P, C7P i PZInż. 152 stanowiły nowoczesne konstrukcje międzywojenne, wykorzystywane w kampanii 1939 r. przez Wojsko Polskie i później przez Niemców i Sowietów.

    Wczoraj i dziś – Polska versus zdrada. Na probostwie w Wyszkowie*

    Choć dawni polscy politycy — Piłsudski, Dmowski, Korfanty — toczyli ostre spory, łączyła ich Polska. Dziś warto pamiętać, że mimo różnic prawdziwych patriotów jednoczy troska o Ojczyznę.