Nie tam, żeby było mi żal pana marszałka, bo żal mi nie jest. Od początku, kiedy tylko zabłysła ta „gwiazda” uważałem, że jest „koło dmuchane”. Jacy demiurdzy pana Hołownię dmuchali? Sądzę, że ci sami, którzy powołali do politycznego życia: Twój Ruch, Polskę 2050, iP, czyli te wszystkie projekty, które miały zagospodarować polską scenę polityczną od centrum do lewej ściany. Kiedy powiedziałem to kilka lat temu pewnej pięknej, a młodej kobiecie (z akcentem na „młodej”, co w oczywisty sposób ją tłumaczy) była wielce niezadowolona, bo oto dokonałem dekompozycji świata widzianego jej oczyma: na arenę polityczną wychodził: młody, bystry, o gołębim sercu, czysty jak łza, telewizyjny showman (właśnie zapomniałem jak pan marszałek ma na imię, ale już sobie wygooglałem) Szymon Hołownia! Nic więc dziwnego, iż teza, że mamy do czynienia z klasyczną wydmuszką, manekinem, który ma stworzyć iluzję czegoś nowego i świeżego, nie mogła i nie znalazła w jej oczach zrozumienia. Pozostaliśmy przy swoich stanowiskach, a fakt, że (z perspektywy czasu) miałem rację nie przysparza mi żadnego splendoru, bo najwyraźniej nie potrafiłem czegoś tak oczywistego wytłumaczyć w sposób wystarczająco jasny i klarowny. Wina zatem jest ewidentnie po mojej stronie, za co oczywiście panią jak najmocniej przepraszam.
Ale żeby być sprawiedliwym wobec pana marszałka zmuszony jestem dodać, że zachował się jak trzeba – wtedy, kiedy sytuacja tego wymagała: zaprzysiągł wybranego przez naród prezydenta. Ktoś może powiedzieć jaka w tym jego zasługa, skoro zrobił to, do czego prawo go obligowało? To prawda, ale mógł, jak to uczynił „prokurator” Korneluk (powołać się na jakiś „dekret” premiera i wszedł w prawa i obowiązki prokuratora krajowego) wykonać jakiś karkołomny fikołek prawny i mógł od prezydenta-elekta przysięgi nie przyjąć. Ale tego nie zrobił. I powinniśmy o tym pamiętać i jak widać premier Tusk też o tym pamięta. Mam na myśli słowa marszałka Hołowni, że był z nim konsultowany ewentualny „zamach stanu”. Takie słowa dzisiaj nie mają dużego ciężaru, ale jurto (gdy tylko zmieni się władza) mogą stać się kamieniem młyńskim u szyi tych, którzy taką konsultację przeprowadzali.
Nic więc dziwnego, że sympatycy Tuska ruszyli do boju wyzywając marszałka od (przepraszam za to słowo) od „Kałowni”, a (znowu zapomniałem imienia, ale już sobie wygoolałem) Joanna Szczepkowska (ta sama, która w 1989 r. rozpowszechniła face news, że „komuna się skończyła”, a jak dzisiaj już wiemy, to się ślicznie nam przepoczwarzyła) „Ludzie! Co nas obchodzi, gdzie się stara o pracę jakiś pan poseł, który nawet nie skończył studiów i rzuca każdą kolejną robotę! Dlaczego my za to płacimy! – grzmi p. Szczepkowska. – Hołownia chce zostać wysokim komisarzem ds. uchodźców. Nie znam natury jego aktywności w fundacji, ale intuicja podpowiada, żeby uchodźców chronić przed Hołownią. Jest jeszcze plotka o ambasadzie w Watykanie i różne inne. Czytam też czasem „a, niech jedzie, byle dalej”. No więc uważam, że takiemu komuś nie należy się żadna posada na żadnym oficjalnym stanowisku. Nie można edukować pokoleń na takim przykładzie, że jak ktoś ryje pod wszystkim co napotka, to ojczyzna mu będzie szukać posady” – oceniła aktorka. Kochana p. Joasia jak zwykle emocjonalnie podniecona, bez pamięci zapatrzona w lico Donalda. Brawo ty!






