Gościnny wpis
Autor: Jack Strong
W nowej Polsce Donalda Tuska są dwie kategorie beneficjentów publicznych pieniędzy. Pierwsza to „swoi”: biznesmeni od jachtów, właściciele ekskluzywnych lokali przeznaczonych do grupowych kontaktów seksualnych, kreatywni „innowatorzy” od solarium w pizzerii i aplikacji, których nikt nie potrzebuje. Druga to ci, którzy naprawdę pomagają ludziom. I właśnie ta druga kategoria poznaje teraz smak kajdanek.
Ks. Michał Olszewski nie budował pałaców. Nie inwestował w rajach podatkowych. Nie organizował bankietów dla polityków. On budował ośrodek -prawdziwy, nie z powerpointa- dla ofiar przemocy. Miejsce, gdzie kobieta uciekająca z dzieckiem od oprawcy mogła znaleźć schronienie, wsparcie psychologa i prawnika. Finansowanie pochodziło z Funduszu Sprawiedliwości, czyli z pieniędzy, które powinny trafiać dokładnie tam. I jak mantrę będę powtarzał: te środki nie pochodzą z naszych podatków ani kredytów, które trzeba spłacać – tylko z nawiązek od przestępców.
I co zrobiło państwo Tuska? Wysłało służby, które potraktowały kapłana jak groźnego gangstera. Kajdanki przy każdej czynności. Oddawanie moczu do butelki, z której pił. Godziny przesłuchań. Kamera w celi. Rzecznik Praw Obywatelskich mówi wprost o nieludzkim traktowaniu. A teraz także Trybunał w Strasburgu – Europejski Trybunał Praw Człowieka przyjął do rozpoznania sprawę dotyczącą stosowania wobec ks. Olszewskiego tortur psychicznych. To nie jest już tylko polska debata – to międzynarodowy akt oskarżenia wobec tego, jak państwo traktuje ludzi niewygodnych.
Tymczasem miliony z KPO idą na czarter luksusowych jachtów. Kolejne setki tysięcy na finansowanie miejsc przeznaczonych do grupowego seksu w ramach „rozwoju turystyki”. Miliony na projekty, które w dokumentach wyglądają poważnie, a w praktyce są żartem z obywateli. I nikt tam nie wysyła ABW o szóstej rano.
Ks. Olszewski jest dziś symbolem tego, co władza Tuska chce zniszczyć – niezależnej, oddolnej pomocy, która nie potrzebuje układu ani medialnych fajerwerków.
Tu nie chodzi o złamanie prawa. Chodzi o to, że pomagał nie tym, co trzeba, nie w taki sposób, jak trzeba i nie z tymi ludźmi, z którymi trzeba. W Polsce Tuska jest miejsce tylko dla tych, którzy stoją w szeregu, uśmiechają się do kamer i wiedzą, komu trzeba przyklasnąć, żeby dostać grant.
Dlatego historia ks. Michała Olszewskiego to test na naszą pamięć, odwagę i na to, czy potrafimy jeszcze odróżnić bohatera od „innowatora” na unijnym jachcie.