Merkuriusz czyli nowoczesny blask konserwatywnej korony
Dlaczego „Merkuriusz”? Dlaczego królowa Ludwika Maria Gonzaga? Dlaczego Ty, drogi Czytelniku – i dlaczego my, redaktorzy portalu?
Dlatego, że od „Merkuriusza” wszystko się zaczęło.
Dlatego, że później nie wszystko było dobrze. I do dziś nie wszystko jest dobrze.
Dlatego, że pierwszy „Merkuriusz” był gazetą – bo nie mógł być niczym więcej. Ale my – możemy.
Dlatego że tamten „Merkuriusz” nie przetrwał długo.
Ale my – mamy szansę.
Bo choć nic nam nie sprzyja – to, paradoksalnie, wszystko jest po naszej stronie.
Początki
Dziś nikt nie wierzy w grecką i rzymską mitologię, ale postacie bogów i bohaterów pozostały istotnym elementem kultury dla tych, którzy kultury i dziedzictwa europejskiego nie odrzucają.
I tak oto odwołujemy się do postaci Hermesa – olimpijskiego, sympatycznego łobuza, którego rzymskim odpowiednikiem był Merkury. Nie jest przypadkiem, iż rozwijające się w XVII-wiecznej Europie gazety często nazywano właśnie jego imieniem. Merkury był nie tylko zawadiaką. Opiekował się kupcami. Jego świątynia w Rzymie, usytuowana przy handlowym szlaku, pomiędzy dzielnicą patrycjuszowską i plebejską, łączyła światy. Był pośrednikiem. Docierał nie tylko do tych, którzy chcieli się ze sobą dogadać. Ale też do tych, którzy byli skłóceni – lecz musieli szukać porozumienia.
Wiek XVII
Na arenę dziejów wkracza królowa Gonzaga. Kobieta. Chrześcijańska Europa to świat, w którym dominowali mężczyźni, lecz kobiety miały do powiedzenia więcej, niż się wydaje.
Czym była ówczesna Rzeczpospolita? Państwem o ustroju zadziwiającym: połączeniem monarchii i demokracji szlacheckiej. Najbardziej demokratycznym tworem w całej, ciążącej ku zamordyzmowi, Europie. Państwem, w którym król liczyć się musiał – i liczył – z obywatelami, czyli panami szlachtą. A zatem dwór, by przeprowadzić pewne zmiany, nie ścinał głów. Lecz próbował przekonać do swojej politycznej myśli. Co z tego wynikało? Szacunek. Siła argumentów, a nie argument siły. Rozmowa. I poszukiwanie Merkurego – pośrednika, który dotrze do odbiorcy i podejmie trud przekazania mu pewnych treści. Tak zrodziła się gazeta: „Merkuriusz Polski”, zwany potem Ordynaryjnym lub czasem Extraordynaryjnym. I jeśli wierzyć historykom, wymyśliła go królowa Gonzaga.
Gazeta
Pierwszy numer ujrzał światło dzienne 3 I 1661 roku. To była pierwsza polska gazeta. Pierwsza na świecie, która miała przekonać czytelnika do konkretnego programu politycznego (jak ograniczenie liberum veto i wprowadzenie vivende rege, czyli wyboru kolejnego króla za życia poprzedniego panującego monarchy). I pierwsza z tych, które miały śmiały program: karmić „dowcip ludzki” poprzez dostarczanie wiedzy o świecie. Wiedzy wszelakiej, nie tylko z dziedziny polityki, ale też nauki i szeroko rozumianej codzienności.
Gazeta ukazywała się 1 – 2 razy w tygodniu. Kosztowała 10 groszy, nakład wynosił 100 – 200 egzemplarzy, miała 8-12 stron i nie przetrwała próby czasu. Ostatni numer nosi datę 15 VII 1661 rok.
Ale ziarno zostało zasiane.
Przykład był dany.
I było do czego się odwoływać.
Późniejsze czasy
W dwudziestoleciu międzywojennym do nazwy „Merkuriusz” odwołali się twórcy gazety tygodniowej, której ostatni numer dostępny jest w lubelskiej bibliotece cyfrowej z datą 20 VIII 1939.
Władysław Zambrzycki (redaktor naczelny) wraz z Julianem Babińskim i Jerzym Braunem tworzyli pismo, w którym publicystyka była bardzo uszczypliwa i agresywna (w treści, a nie w używanych słowach), skierowana głównie przeciwko osobom o poglądach lewicowych, przez co redaktorom wytaczano kilkukrotnie procesy sądowe. Jeden z takich procesów zakończył się w czerwcu 1939 roku skazaniem Władysława Zambrzyckiego na 6 miesięcy aresztu. A zatem perspektywy rysują się przed nami kolorowo, szczególnie przed redaktorem naczelnym…
W latach 1955 – 1958 kulturalno – literacka gazeta o tytule „Merkuriusz” pojawi się w środowisku londyńskiej emigracji.
A potem długo, długo nic.
Współczesność
Portal „Merkuriusz24” powołała do życia wiosną 2024 roku grupa profesjonalnych pasjonatów. Od początku był bytem niezależnym, którym nikt nie dysponuje. Któremu żaden rząd, żadna polityczna siła, żadna grupa interesów – nie płaci. Który powstał jako odpowiedź na palącą potrzebę – jaką jest niedoszacowanie odbiorców o konserwatywnych poglądach. Który, mając ambicję wpływania na teraźniejszość, z wdzięcznością mówi o przeszłości i śmiało patrzy w przyszłość. I który łączy nowoczesność – z bogactwem tradycji.
Siedem razy „tak”!
Po pierwsze – nie boimy się skrzydeł przy kapeluszu i sandałach, niczym brawurowy Merkury. Dlatego nie boimy się trudnych tematów. I wymagających Czytelników. Docieramy tam, gdzie inni nie chcą lub nie potrafią.
Po drugie – nie boimy się demokracji. Tej prawdziwej. Tej, w której trzeba rozmawiać, a przeciwnika pokonywać argumentami.
Po trzecie – nie boimy się męskiej stanowczości i kobiecej zaradności. W XVII-wiecznej Polsce rządził król a królowa nadawała wielu sprawom ton. Dlatego – niech będzie mi wolno zdradzić kulisy redakcyjnej współpracy – trzon zespołu tworzą kobiety, choć Naczelnym jest mężczyzna. Jak sam mówi: łatwo nie ma. Każdy ze swoją wrażliwością wnosi swój wkład w to, aby obraz świata był jak najpełniejszy i najprawdziwszy.
Po czwarte – jesteśmy żywym zaprzeczeniem tego, że wielkich rzeczy nie można dokonać bez wielkich wkładów finansowych. Można. Sprawy najważniejsze nie mają ceny. I nie przekładają się na materialne korzyści. XVII-wieczna gazeta nie miała zasilić królewskiego skarbca. Miała służyć pewnej idei. I służyła. My też służymy.
Po piąte – zagmatwane powiązania ze światem polityki biznesu są ciekawe (zwłaszcza dla śledczych), ale nie sprzyjają niezależnemu dziennikarstwu. My jesteśmy wolni. I wolni pozostaniemy.
Po szóste – polityka to dużo, ale nie wszystko. Bez wiary i kultury Polska nie przetrwałaby najgorszych momentów w dziejach. Cokolwiek przyniesie przyszłość – troska o chrześcijańskie dziedzictwo, kulturę i tradycję oraz historyczną pamięć – są zadaniem, z którego odpowiemy przed Bogiem i sądem następnych pokoleń.
I siódmy argument – dla którego Merkuriusz24 jest pozycją wyjątkową. Otóż po drugiej stronie ekranu i wirtualnych łączy – jest żywy człowiek. Nie robot. Sztuczna inteligencja nie pisze dla nas tekstów. Nigdy nie zgodzimy się ani na poniżające dziennikarskie fikołki, ani niebezpieczne eksperymenty. Bo piszemy dla człowieka. Dla Ciebie, drogi Czytelniku. Dlatego ten portal ma i zawsze będzie miał – ludzką twarz!
Życzymy miłej lektury,
Redakcja Merkuriusz24.pl