120 godzin bez jedzenia – podróż do wewnętrznej przemiany

    Date:

    Dziś, w świecie, który pędzi za nowinkami i natychmiastowym dostępem do informacji, coraz trudniej jest znaleźć czas na długie, głębsze rozmowy. Post z jednym zdaniem, zdjęcie czy emotikon – to to, co trafia do nas najszybciej. Ale jeśli dotrwasz do końca, to znaczy, że potrafisz zatrzymać się na chwilę. I właśnie do Ciebie chcę mówić.

    To nie będzie opowieść o utracie wagi. To historia o tym, ile rzeczy naprawdę zbędnych zniknęło z mojego życia – oczekiwań, hałasu, presji i ludzi, których wcale nie muszę mieć wokół siebie. I jak bardzo było to ważne.

    120 godzin bez jedzenia. 5 dni postu. Dla jednych to szaleństwo, dla innych wyzwanie. Dla mnie – wewnętrzna rewolucja. Na początku traktowałam to jak eksperyment: „Sprawdzę siebie, oczyści organizm, zrobię reset”. Ale nikt nie mówił, że zresetuje się także moja dusza.

    Pierwsze dni były pełne dumy. Chodziłam głodna, ale pewna siebie, jakbym właśnie pokonała własne słabości. Potem przyszło zmęczenie, irytacja, łzy i śmiech w samotności. Trzeci dzień był najcięższy – zniknęłam. Wyłączyłam telefon, zamknęłam się na świat. Potrzebowałam tego, by być tylko ze sobą.

    Aż trafiłam na Kaszuby, w miejsca, gdzie nie ma zasięgu, a natura mówi do nas ciszą. To tam zrozumiałam, że głód nie dotyczy tylko jedzenia. To głód bliskości, spokoju, zrozumienia. Głód, który obnaża naszą duszę i ujawnia to, czego naprawdę potrzebujemy, by poczuć się pełni.

    Wspomnienie o Jezusie, który przez 40 dni pościł na pustyni, nabrało dla mnie zupełnie nowego wymiaru. Jego post nie był tylko fizycznym wyrzeczeniem, ale głęboką duchową próbą, w której zmagania z ciałem prowadziły do spotkania z Bogiem. To było doświadczenie nie tylko głodu, ale i samotności, która odsłaniała prawdziwą istotę ludzkiej natury.  I choć to porównanie może wydawać się dalekie, poczułam, że w podobny sposób post może stać się drogą do odkrycia siebie, do odkrycia tego, co naprawdę ważne.

    W czasie tej duchowej próby uświadomiłam sobie, jak często w codziennym życiu zatracamy siebie w gąszczu rzeczy zewnętrznych. W ciszy można dostrzec, że to, co naprawdę potrzebujemy, jest już w nas – głęboko ukryte, w ciszy, w samotności.

    Były momenty, kiedy myślałam, że nie wytrzymam, że to wszystko mnie przerasta. Ale chyba każdy z nas czasami potrzebuje doświadczenia, które wytrąci go ze strefy komfortu, by odnaleźć prawdziwą siłę. Jeśli czujesz, że to może być coś, co pomoże Ci odnaleźć siebie – spróbuj. Pamiętaj, by zrobić to z szacunkiem, z przygotowaniem i w pełnej świadomości. To nie jest moda. To droga ku wewnętrznej przemianie.

    A ja? Już wróciłam – lżejsza, głębsza, bardziej świadoma. I nie żałuję ani jednej godziny tej podróży, tej ciszy, która pozwoliła mi spotkać siebie na nowo.

    Justyna Goleńska
    Justyna Goleńska
    Justyna.Golenska@merkuriusz24.pl

    Wesprzyj autora!

    Jeśli doceniasz pracę autora i chcesz go wesprzeć, możesz wpłacić symbolicznego grosika na jego dalszą twórczość. Każda pomoc ma znaczenie i motywuje do tworzenia kolejnych wartościowych treści. Dziękujemy za wsparcie!

    Subskrybuj

    spot_imgspot_img

    Popularne

    Więcej w temacie
    Powiązane tematy

    Zacznijmy żyć tu i teraz

    Moja 90-letnia babcia pokazuje, że prawdziwe życie to codzienna prostota i uważność. Nie czekaj na jutro — zacznij żyć tu i teraz, bo każda chwila jest bezcenna.

    Małżeństwo – gdy miłość dojrzewa w codzienności

    Małżeństwo to nie tylko uczucie, ale wybór – codzienny, wierny, dojrzały. To przymierze dwojga ludzi, którzy uczą się siebie, trwając razem – mimo trudów i ciszy.

    Cisza, której nie da się zagłuszyć: kobieta wobec najtrudniejszej straty

    Nie ma bólu większego niż strata dziecka. Matczyna miłość trwa mimo rozstania — w modlitwie, wspomnieniach i cichym tęsknieniu, które nigdy nie znika. Zawsze obecna, zawsze w sercu.

    Piękna rodzina to wsparcie, nie sąd – z perspektywy kobiety

    Rodzina to nie konkurs na idealność. To miejsce, gdzie nawet po burzy ktoś mówi: „jestem przy tobie”, a nie: „a nie mówiłam?” – bo prawdziwa miłość wspiera, nie sądzi.