„Kim jesteśmy? Czarnym snem Adama Michnika. Przez 20 lat straszył Polaków nacjonalizmem i wykrakał. Proszę bardzo. Chciałeś, to masz. Jesteśmy!” Robert Winnicki, lider Ruchu Narodowego
Posłuchać prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i Adama Michnika aż miło. Mnód (jakby powiedzieli we Lwowie) na skołatane serce konserwatysty! Starsi panowie dwaj, wywodzący się z jednej politycznej stajni (no, może z innej frakcji) niewiele lub zgoła nic nie rozumieli z całego szeregu ostatnich wyników wyborczych, w których obóz galopującego Postępu dostał ciężkie baty, został rzucony na kolana, ale – niestety – nie dobity. Mam na myśli dobicie polityczne, aby nie było, że komuś (przynajmniej rodzinnie) skojarzyło się z czasami słusznie minionymi.
Ale do rzeczy (czy jak kto woli od rzeczy). „Ostatnie wybory prezydenckie, to taki wypadek przy pracy. Niestety już kolejny, bo Andrzeja Dudę też trudno nazwać inaczej. Za dwa lata będzie bardzo trudno wygrać wybory siłom demokratycznym. To może być droga do zniweczenia tego wszystkiego, co w sensie ustrojowym, demokratycznym osiągnęliśmy od 1989 r. – powiedział prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Krótko rzecz ujmując obóz galopującego Postępu po 1989 r. zbudował system – dla śmieszności nazwany – demokratycznym, w którym interesy elit okrągłostołowych miały zostać zabezpieczone po wsze czasy. Ale co miało stać się z polską prawicą, która pod koniec ubiegłego wieku ledwo co trzymała się na nogach? Ano, prawica miła być zmarginalizowana, również po wsze czasy. Zadanie to wydawało się proste, wszak przedwojenne elity (narodowcy) użyźniały ziemię w Katyńskim Lasku, w Piaśnicy k. Wejherowa, a po wojnie niedobitki dobijano strzałem w potylicę i chowano w bezimiennych jamach. Tymczasem teraz obserwujemy renesans sił konserwatywnych i narodowych, które spadkobiercom PRL-bis odbijają rząd dusz. Postkomuniści widzą jak elektorat – dosłownie – przecieka im przez palce i zwraca się ku wartościom, które miały już dawno być po drugiej stronie politycznego Styksu.
Adam Michnik, polityczny demiurg lat ’90, jeszcze ma nadzieję: „Pół Polski 1 czerwca poszło złą drogą, a to była chwila nieuwagi. Łobuz został prezydentem, ale to nie jest na wieczność. On z całą pewnością odejdzie” – uważa red. Michnik. Odejdzie albo i nie odejdzie! Może jeszcze jedna kadencja… a w 2027 r. obecna opozycja u stery władzy. Senna mara Tuska, Kwaśniewskiego i Michnika.
Największym zagrożeniem dla obecnego układu nie są zdolności organizacyjne opozycji, chociaż tych także nie można jej odmówić, co słabość obecnie rządzących, którzy są tacy „silni” jak herbata z trzeciego parzenia. Pan Michnik uważa, że ostatnie wybory prezydenckie były „chwilą nieuwagi”. Pan Michnik myli się. Otóż „chwilą nieuwagi” (niestety zbyt długo trwającą) są rządy sił postokrągłostołowych, które w sposób niezwykle twórczy ograniczają aspiracje rozwojowe Polaków! Ten prosty fakt zauważa nawet lewica spod znaku partii tow. Zandberga. I to dopiero jest szok… dla konserwatystów! Lewica logicznie myśląca!
Tutaj nie pomoże żadna rekonstrukcja rządu ani deregulacje przepisów. Z pustego to i Salomon nie naleje. W sukurs Donaldowi Tuskowi już pędzą lewicowo-liberalne elity zachodniej Europy ze swoim Zielonym Ładem i nielegalnymi imigrantami. Ludziom w końcu puszczą nerwy…! Bo co prawda ceny (zielonych) lokomotyw gwałtownie spadną, ale rachunki za prąd stale rosną. To jeszcze będzie można pudrować (poprzez różne programy socjalne) przez jakiś czas, ale budżet nie jest z gumy i dojdzie do zderzenia za ścianą.
Nie ma innego wyjścia – należy „zniweczyć” dotychczasowy dorobek osiągnięty po ’89 roku w sensie instytucjonalnym: sądy, prokuratura, samorządy, KONSTYTUCJA – muszą zostać gruntownie przemodelowane, w ten sposób, aby pomóc Polakom, a nie ich tłamsić. Czas, gdy panowie Kwaśniewski i Michnik wylądują na śmietniku historii – mam nadzieję – powoli się zbliża.