Plac św. Piotra wypełnia się radosnym poruszeniem. Z komina Kaplicy Sykstyńskiej unosi się biały dym. Dzwony Bazyliki zaczynają bić donośnie, a tłum wstrzymuje oddech. Wiadomo już: wybrano nowego papieża. Ale zanim pojawi się na balkonie i po raz pierwszy przemówi do świata, za zamkniętymi drzwiami Watykanu odbywa się coś znacznie bardziej intymnego i poruszającego.
Po ogłoszeniu wyniku konklawe wybranemu kardynałowi zadaje się dwa pytania: czy przyjmuje wybór i jakie imię przyjmuje jako nowy papież. Te krótkie, formalne pytania mają jednak ogromny ciężar – to moment, w którym staje się on Następcą św. Piotra i głową Kościoła katolickiego.
Zaraz potem nowy papież udaje się do niewielkiego pomieszczenia przylegającego do Kaplicy Sykstyńskiej – tzw. Kaplicy Łez. To miejsce, które swoją nazwę zawdzięcza emocjom, jakie często towarzyszą świeżo wybranemu papieżowi. Sam, w ciszy, po raz pierwszy mierzy się z ogromem misji, jaka przed nim stoi. To chwila na modlitwę, wzruszenie, czasem łzy – i zebranie myśli przed wystąpieniem, które zapamięta cały świat.
W sąsiednim pomieszczeniu czekają na niego przygotowane papieskie szaty w trzech rozmiarach. Każdy detal jest gotowy – biała sutanna, piuska, pas, czerwone buty. Gdy papież się przebierze, wraca do Kaplicy Sykstyńskiej, by przyjąć wyrazy czci i posłuszeństwa od kardynałów. To symboliczne uznanie nowego zwierzchnika Kościoła.
Na zewnątrz tymczasem napięcie sięga zenitu. Tłum spogląda na balkon Bazyliki św. Piotra, gdzie za chwilę pojawi się kardynał protodiakon i wypowie słynne słowa: „Habemus Papam!” – „Mamy papieża!”
Wreszcie drzwi się otwierają. Na balkon wychodzi nowy papież, ubrany w biel, czasem wyraźnie poruszony. Po raz pierwszy spogląda na wiernych, mówi kilka prostych słów – często osobistych i pełnych pokory. I w końcu – udziela błogosławieństwa Urbi et Orbi, „Miastu i Światu”. To moment historyczny. Moment, który zaczyna nowy rozdział nie tylko dla Watykanu, ale dla całego Kościoła.