W ostatnich tygodniach obserwujemy postępujące galopująco problemy zdrowotne polskiego premiera. I od razu muszę podkreślić, że osobiście, po ludzku, bardzo mi szkoda, tego widocznego już jak na dłoni upadania. Nie tylko dlatego, że skutki tego w wymiarze politycznym, są dla naszego kraju opłakane. Nigdy bym bowiem nie przypuszczał, że jakiś niemiecki frustrat, któremu nic nie wychodzi ani w kraju ani za granicą, będzie polskiego premiera wyganiał z wagonu „Nur für Duetsche”. A później z drugą pokraką – prezydentem Francji – bez zmrużenia oka odstawią go od pańskiego stołu.
Jest mi naprawdę żal oglądać jak ten człowiek, ulegając swoim obsesjom, poddaje się prowadzeniu jakichś demonicznych sił.
Choroba duszy zaczęła się u D. Tuska w czerwcu 2005 roku, kiedy to tylko z sobie znanych powodów postanowił rozpocząć „wojnę polsko – polską”. Był tym, który zamiast doprowadzić do zerwania w komunistycznymi złogami w magdalenkowym wytworze w postaci tzw. III RP, stał się nie tylko jej zagorzałym obrońcą, ale – w końcu – został wręcz restauratorem ubecko – wsiowych układów. Pasożytniczych układów dławiących Polskę i jej szanse rozwojowe.
Obsesja D. Tuska rosła z każdym rokiem, osiągając swoje nieoczekiwane apogeum w okresie ostatniej kampanii prezydenckiej. Dzięki kunsztowi red. Rymanowskiego, Polska mogła zobaczyć, jak ten obłęd Tuska przemienił się w prawdziwe opętanie.
Tak – piszę o tym z troską – widać w tym już nie tyle obsesję, ile wręcz demoniczne opętanie.
To tłumaczy chorobę ciała. Nie chcę się rozwodzić nad tym wątkiem, ale spuentuje to tylko potwierdzeniem, iż nawet neurolog o niekoniecznie długim stażu jest w stanie zdiagnozować obecny, budzący troskę stan zdrowia fizycznego premiera.
Dla Polski to rzecz najfatalniejsza, bo wkraczamy w okres poważnych decyzji, które jej dotykają. Będą one dotyczyły przyszłości Ukrainy, a Polski, która w oczywisty sposób powinna być trzonem decyzyjnym, w tym procesie nie będzie. Jest to wyłączna zasługa D. Tuska i R. Sikorskiego, którzy swoimi szczeniackimi komentarzami i „mądrościami” wypowiadanymi bez żadnych hamulców, zrujnowali możliwość efektywnej współpracy z obecną administracją amerykańską. A już nawet Macron nie ma złudzeń, kto w sposób decydujący rozdaje karty.
Być może – zrządzeniem Bożej Opatrzności – dzięki nowemu Prezydentowi Karolowi Nawrockiemu, nie uda się nas do końca pozostawić na aucie. W pozycji stacji przeładunkowej i kraju tranzytowego. Bo z tym, ciężko schorowanym premierem, nic więcej nas nie czeka.
Dziś odejście Donalda Tuska jest zarówno koniecznością państwową, ale także aktem miłosierdzia wobec tego człowieka, który po prostu potrzebuje solidnej opieki medycznej i duchowej. Ci, którzy tego nie widzą, a w imię partykularnych, partyjniackich geszeftów, udają że problemu nie ma, poniosą daleko idącą odpowiedzialność. Wobec Boga, wobec Historii i wobec swojego Narodu i Państwa.
* tytuł pochodzi od redakcji M24