1 IX nie wypada długo spać. 1 IX trzeba wstać wcześnie. W ciszy. Skupieniu. Z pokorą. I pozwolić, by w głowie, w pamięci, wracały ich historie: tych, którzy wtedy mieli 5, 20, 50 lat. Którym dane było przeżyć ten koszmar – albo przeciwnie, szybko zginąć.
Jest taki moment w większości tych historii – w którym chciałabym zatrzymać czas. Ten moment to są ostatnie miesiące, dni, godziny – przed świtem 1 IX 1939 roku. Gdyby można było szepnąć słowo, które wstrzymałoby tykanie zegara i przewracanie kartek w kalendarzu…
Zenobia była prześliczną dziewczyną. Nie dość, że ładna, to jeszcze miała to „coś” – skrzyżowanie zawadiackiego uśmiechu i subtelnego, dziewczęcego uroku. W 1937 roku zdała maturę w Drohiczynie. Gdy czekali na odbiór świadectw maturalnych, kolega szkolny Wacek wynajął łódź. Pływali po Bugu. Bug – rzeka pozornie cicha, ale w środku wiry i niepokój. A oni młodzi, bardzo zdolni, konkurowali ze sobą: kto lepszy z matematyki. Czy to jego obraz będzie mieć Zenia pod powiekami, gdy wszystko się zacznie…?
Po maturze – Warszawa. Matematyka. Przyjaźnie, zabawy, powłóczyste spojrzenia i pierwsze westchnienia. Przychodzi 1939 rok. Maj. Zenia czyta w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” ogłoszenie: poszukiwane osoby, gotowe na wypadek wojny ponieść śmierć w obronie kraju. Zapisy w gmachu ASP na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Chętnych tak dużo, że są kolejki. Tysiące osób, sami młodzi, sporo dziewcząt. Wszyscy żartują, wygłupiają się. Padają ostrzeżenia: nie mówcie rodzicom.
Taki mało wojenny nastrój…
Ale to się zmieni.
W sierpniu ludzie zaczynają wykupywać masowo żywność.
A w rodzinie Zeni – ślub. Kuzynka wychodzi za sztabowego oficera. Wojskowy ceremoniał, młodzi przechodzą pod szpalerem szabel. Jest tak pięknie, że aż coś boli, jakaś tęsknota, albo żal, czy może to rodzi się strach…?
Dziewczyna też jest już narzeczoną. Z Edmundem we wrześniu mają wziąć ślub. On – jedzie jeszcze do rodzinnego majątku, jakieś sprawy. Ona – jest w Wołominie, u rodziców.
Nadchodzi piątek. Tamten piątek. Zenię budzą bardzo wcześnie samoloty, lecące w kierunku Warszawy. „ Manewry” – myśli. Ale już nie zasypia. Nagle widzi, że coś spada na ziemię. I już wie: to jednak wojna.
Co bym dała za to, żeby tej ślicznej dziewczyny w tamtym poranek nie obudził warkot lecących samolotów. Żeby czekała w panieńskim pokoju na swój wrześniowy ślub – którego nie było. Żeby pod jej powieki nie wdarły się obrazy przemocy, cierpienia, śmierci. Żeby pozostało tam wspomnienie tego uśmiechniętego chłopca, który po maturze pływał z nią po Bugu…
Ale tamten świt nadszedł… I wszystko się skończyło.
(Tekst opracowany na podstawie autentycznej historii zamieszczonej w książce Łukasza Modelskiego Dziewczyny wojenne. Prawdziwe historie, wyd.Znak 2011)