Listopad – niebezpieczna pora dla Polaków. Z motyką na… cara*

    Date:

    29 listopada mija 195 rocznica wybuchu powstania listopadowego, drugiego powstania narodowego, które nasi zdesperowani rodacy wzniecili przeciw Rosji. Dlaczego Polacy wybrali ten moment na walkę i co poszło nie tak, nie tylko podczas Nocy Listopadowej, ale i w powstaniu, które zakończyło się klęską?

    Rok 1830, piętnasty rok Królestwa Polskiego utworzonego na kongresie wiedeńskim, nie był w jego istnieniu jakiś szczególny. Od pięciu lat władcą był rosyjski car Mikołaj I, ale realnie rządził rezydujący w Belwederze jego brat, wielki książę Konstanty. Rosjanie nie przejmowali się konstytucją nadaną przez Aleksandra I i krok po kroku łamali autonomię polskiego państewka. Na terenie Królestwa stacjonowało rosyjskie wojsko i działała tajna policja, istniała cenzura i uniemożliwiano opozycji udział w sejmie, najwyższym dowódcą wojsk polskich był wspomniany książę Konstanty, lubujący się w tresurze żołnierzy i poniżaniu polskich oficerów. Car nie zamierzał również przyłączyć do Królestwa tzw. ziem zabranych (zabużańskich).

    Rzeczą nadzwyczajną w roku 1830 były niepokoje polityczne w Europie. W lipcu wybuchła rewolucja we Francji, której rezultatem było obalenie Karola X Burbona i objęcie tronu przez Ludwika Filipa Orleańskiego. W sierpniu wybuchło powstanie Belgów przeciw holenderskiej władzy w Królestwie Zjednoczonych Niderlandów. Oba zrywy były naruszeniem porządku wiedeńskiego (legitymizmu) gwarantowanego przez Święte Przymierze, antywolnościową międzynarodówkę władców, której Rosja była filarem i głównym żandarmem.

    Wydarzenia te skłoniły Mikołaja I do przygotowania wojskowej interwencji, której celem miały być oba kraje. W operacji tej zostałyby również użyte wojska Królestwa Polskiego. Ta sytuacja spowodowała, że działające od 1828 roku tajne sprzysiężenie w Szkole Podchorążych Piechoty, na którego czele stał podporucznik Piotr Wysocki, postanowiło działać. Konspiratorów dodatkowo zmotywowała informacja, że tajna policja rozpracowała ich organizację i przygotowuje aresztowania.

    Decyzja o powstaniu nie była najmądrzejsza. Nie tylko dlatego, że Rosja posiadała w tamtym czasie ponad dwudziestopięciokrotną przewagę liczebną i przewagę doświadczenia bojowego nad polskimi żołnierzami, którzy proch wąchali tylko na ćwiczeniach. Carskiej armii, największej w Europie, nie wiązała żadna wojna. Królestwo Polskie nie posiadało sojuszników, a i pora roku nie sprzyjała podjęciu walki zbrojnej. Taka walka wymagała zasobów ludzkich, finansowych i zbrojeniowych, doświadczonych dowódców i planowania działań na poziomie strategicznym, operacyjnym i taktycznym oraz zabiegów dyplomatycznych. Tego wszystkiego albo nie było, albo było za mało.

    Plan działań dotyczył tylko początku powstania – Nocy Listopadowej – i jak się okazało, jego realizacja znacznie odbiegła od założeń. Wpływ na to mogła mieć osoba przywódcy. Niski szczebel dowódcy konspiracji byłby do przyjęcia może w jakimś kraju afrykańskim, gdzie bywało, że w XX wieku zamachów stanu dokonywali sierżanci. Niewątpliwy i szczery patriotyzm podporucznika Wysockiego nie rekompensował braku wyrobienia politycznego oraz doświadczenia bojowego i organizacyjnego niezbędnego u lidera tego rodzaju struktury.

    Wspomniany (mało precyzyjny) plan zakładał atak cywilnych członków sprzysiężenia na Belweder i ujęcie (bądź zabicie, co byłoby swoistym przekroczeniem Rubikonu, po którym powstanie niepodległościowe byłoby nieodwracalne) wielkiego księcia Konstantego, który stałby się swego rodzaju kartą przetargową, zakładnikiem zapewniającym przewagę w negocjacjach z Rosjanami. Jednocześnie podchorążowie mieli rozpocząć atak na rosyjskie placówki i koszary wraz z innymi polskimi oddziałami, podburzonymi do walki przez konspiracyjnych wysłanników. Po przejęciu miasta spiskowcy chcieli powierzyć władzę jakiemuś generałowi lub politykowi o znanym nazwisku i patriotycznej przeszłości, wierząc, że poprowadzi naród do walki.

    Sygnałem do ataku miało być podpalenie browaru na Solcu o godzinie 18. Pożar, wzniecony przed czasem, zakończyła szybka akcja gaśnicza straży ogniowej. Pozbawiło to spiskowców sygnału rozpoczęcia akcji i zniweczyło synchronizację działań. Co gorsza, ogień zaalarmował Rosjan z pobliskiej jednostki i podniósł ich gotowość.

    Atak niezdyscyplinowanych cywilów na Belweder (wojskowi nie chcieli skalać honoru zamachem na wielkiego księcia, któremu składali przysięgę wierności) też nie wypalił. Część nie przybyła na miejsce zbiórki, inni się spóźnili albo przyszli bez broni, a kiedy zdecydowali się uderzyć, w zbyt małej grupie, Konstanty najpierw się ukrył, a potem uratowała go rosyjska odsiecz. Belwederska akcja, charakteryzująca się niezdecydowaniem, opieszałością i chaosem, jak w soczewce antycypuje późniejsze działania władz i dowództwa powstania.

    Kolejnym niepowodzeniem było nieprzystąpienie do walki większości polskich żołnierzy warszawskiego garnizonu. Ze względu na swoje cele i charakter, sprzysiężenie podchorążych było grupą ekskluzywną i hermetyczną, liczącą około 200 wojskowych i cywilów. Dzięki temu, mimo wszechobecnych szpicli, spisek przetrwał dwa lata, ale w godzinie walki, kiedy emisariusze przybyli do jednostek wzywając je do boju, ich dowódcy byli zdezorientowani i odmawiali… buntu przeciw wodzowi naczelnemu i starcia z rosyjskimi kolegami, z którymi być może niedawno pili i balowali w zamtuzie.

    Jednak najtragiczniejszym i najboleśniejszym błędem Nocy Listopadowej było, moim zdaniem, zabicie przez spiskowców sześciu polskich generałów. Byli to: Stanisław Trębicki, Maurycy Hauke, Stanisław Potocki, Ignacy Blumer, Tomasz Siemiątkowski i Józef Nowicki. Każdy z nich miał piękną kartę udziału czy to w kampaniach napoleońskich albo Legionach, czy to w insurekcji kościuszkowskiej, czy w wojnie w obronie konstytucji 3 maja. Dlaczego więc zamordowano tych polskich patriotów?

    Była to „zbrodnia w afekcie” rozsierdzonych podchorążych, którzy nie mając sprecyzowanych dalszych planów działania, chcieli „gorącego kartofla” władzy wcisnąć w ręce kogoś starszego i mądrzejszego. Tyle tylko, że starsi i mądrzejsi, bogaci swoim doświadczeniem bitewnym i życiowym, dotknięci syndromem roku 1812, nie chcieli się pakować w młodzieńczą, nieodpowiedzialną awanturę, za jaką uważali kolejną insurekcję.

    Nie byli to tchórze ani zdrajcy. Wiele razy dowiedli swojej odwagi i ofiarności dla polskiej sprawy. Ale, jako ludzie dojrzali, byli realistami. Pamiętali wyprawę Wielkiej Armii Napoleona na Rosję zakończoną klęską i upadkiem cesarza. Skoro polityczny i wojskowy geniusz, dysponujący 600 tysiącami ludzi, nie pokonał rosyjskiego imperium, to jakie szanse mieli Polacy, bez charyzmatycznego wodza, z 30 tysiącami żołnierzy? Odpowiedzią na to retoryczne pytanie była odmowa przyłączenia się do powstania, która rozwścieczonych spiskowców skłoniła do błyskawicznych samosądów.

    Ostatecznie, po zdobyciu Arsenału przez warszawiaków i dołączeniu części polskich jednostek do powstania oraz wycofaniu się Rosjan i Polaków lojalnych wobec Konstantego, Warszawa była wolna. Ale tylko na niespełna 10 miesięcy. Mimo bohaterstwa, odwagi i poświęcenia dużej części społeczeństwa, mimo wielu zwycięstw odniesionych nad silniejszym nieprzyjacielem, Polacy ostatecznie ulegli najpotężniejszemu na świecie imperium. Ich położenie prawno-polityczne w zaborze rosyjskim znacznie się pogorszyło. Czy warto było robić to powstanie? Czy zastrzeleni generałowie nie mieli racji? Czy nie należało jednak mierzyć zamiaru podług sił?

    * tytuł pochodzi od redakcji M24

    Wesprzyj autora!

    Jeśli doceniasz pracę autora i chcesz go wesprzeć, możesz wpłacić symbolicznego grosika na jego dalszą twórczość. Każda pomoc ma znaczenie i motywuje do tworzenia kolejnych wartościowych treści. Dziękujemy za wsparcie!

    Subskrybuj

    spot_imgspot_img

    Popularne

    Więcej w temacie
    Powiązane tematy

    Nadzieja wbrew rozpaczy – list polskich biskupów 1965

    Wbrew niesprzyjającym okolicznościom i historycznym ranom, polscy biskupi w 1965 roku wyciągnęli rękę do Niemców. Ten odważny gest pojednania stał się początkiem drogi, której owoce dojrzewały przez dziesięciolecia.

    Jak to z Wolnym Miastem Gdańskiem było?

    Historia Wolnego Miasta Gdańska to opowieść o politycznych napięciach, narodowych ambicjach i niezwykłym mieście, które przez stulecia balansowało między potęgami, zachowując własną tożsamość.

    Między Berlinem a Moskwą: Polska znów ma być czyjaś.

    Między Wschodem a Zachodem znów ściera się wizja Polski. Dawne imperia odchodzą, lecz ich cienie wciąż wracają – w sporach o tożsamość, suwerenność i o to, komu ma służyć polska przyszłość.

    Łobuz monarchą. Śmierć Kazimierza Wielkiego

    5 listopada 1370 roku umiera Kazimierz Wielki – ostatni z Piastów. Król, który z łobuza stał się wielkim władcą, twórcą prawa i budowniczym potęgi Polski. Koniec epoki, początek legendy.