Ostatnio gdzieś przeczytałem, że polski konserwatysta boi się wyboru nowego papieża, gdyby głową Kościoła rzymskiego miał zostać Murzyn. Naprawdę nie wiem co siedzi w głowie tych wszystkich Gdańskich, Poznańskich czy innych miastowych, że ich tak bardzo dotyka kolor skóry, pochodzenie czy też narodowość? Mnie, a identyfikuje się jako zapiekły konserwatysta, kompletnie nie interesuje, czy na czele banku stoi Żyd, Eskimos czy jakiś inny Japończyk – patrzę na stopy procentowe, bo to one będą drenowały mój portfel. Mnie to interesuje, a nie kolor skóry czy pochodzenie prezesa banku czy jego akcjonariuszy!
Dlaczego papież Murzyn miałby być dla konserwatystów jakimś problemem? Zachodzę w głowę. Biję się z myślami, szukam odpowiedzi na to pytanie i nie znajduję. Nie byłoby dla mnie żadnego problemu pochylić głowę przed moim papieżem – Murzynem i ucałować Pierścień Rybaka. Co ciekawe zauważam, że ten problem podnoszą osoby progresywne, Europejczycy pełną gębą, ludzie – jednym słowem – światowi. I to oni mówią czego my – konserwatyści – nie chcemy, czego się obawiamy i jakie sterują nami fobie. Że my tego wszystkiego w sobie nie odnajdujemy – widocznie źle szukamy. Oni szukają lepiej.
Oczywiście mowa o kardynale Robercie Sarah’u, ale nie będę tutaj wdawał się w żadne spekulację o jego szansach, bo nie mam o tym zielonego pojęcia, chce jednak jasno i wyraźnie powiedzieć, że gdyby kardynał Sarah (czy inny Murzy, Chińczyk itd.) został wybrany kolejnym papieżem, to nie będę miał z tym absolutnie żadnego problemu. Tak samo jak nie miałem problemu z Benedyktem XVI – Niemcem, który w czasie wojny służył – co z lubością podkreślały media lewicowe – w obronie przeciwlotniczej, znaczy wysługiwał się Hitlerowi (tak mniej więcej brzmiał ten idiotyczny przekaz).
Czekamy na nowego papieża i mamy nadzieję (my katolicy), że nowy Sternik ustawi nasz okręt dziobem ku nacierającym – potężnym – falom. Port jest dla nas najważniejszy i zamierzamy tam dotrzeć. Tego celu nigdy nie osiągniemy, gdy będziemy ustawieni do żywiołu burtą. A kto nas ustawi, jaki będzie miał kolor skóry, w jakim języku będzie do nas mówił – to sprawa wtórna. Niech ekscytują się ludzie o lewicowej wrażliwości…Mnie to gila, bo ja jestem ten rocznik, który uderzając barkiem o futrynę idę dalej, bo tego – zwyczajnie – nie zauważam.
Czy papież będzie czarny, biały czy w kratkę – ważne, żeby miał jasność w sercu i porządek w głowie. Reszta to szczegóły dla tych, co szukają sensacji, nie sensu.