Cała narracja, że Europa liczy się na świecie, że jest kluczowym graczem, że bez niej ani rusz – pękła jak mydlana bańka za dotknięciem dziecięcego palca. Wystarczyła jedna decyzja prezydenta Trumpa, by pokazać zachodnim elitom, gdzie jest ich miejsce w szeregu. To nie żadna ekstraklasa ani nawet pierwsza klasa (używając terminologii piłkarskiej), to zbiór amatorskich drużyn podwórkowych, które kopią szmaciankę od trzepaka do trzepaka. Nic więc dziwnego, że gdy tylko prawda ujrzała światło dzienne – europejscy gracze wpadli w panikę. Oto nagle okazało się, że na ich podwórku (w Europie) będzie decydował ktoś inny, a ich do stołu nie poproszą. Bo i po co? Kelnerów można wynająć za pieniądze, a pożytek z nich taki, że pracę swoją wykonają, ale głosu nie zabiorą, co najwyżej zapytają czy podać kolejne danie.
Donald Trump, którym owe elity szczerze gardzą i którego nienawidzą z całego serca, uznał, że nikt mu przy stole negocjacyjnym, oprócz Władmira Putina, nie jest potrzebny. I wszystkie te bufony, które znowu chciały pogadać o wszystkim i o niczym, musiały obejść się smakiem. A mlaskać się chciało… To musiało zaboleć, zwłaszcza gdy pamiętamy Emmanuela Macrona, prezydenta Francji, który dwa dni uciekał przed żyletką, by zapozować w stylówie na „Zełeńskiego”. Sesja zdjęciowa była najwyraźniej udana. A teraz wszystko przejdzie bokiem.
W odpowiedzi na rozmowy w Rijadzie (USA/Rosja) elity europejskie spotkały się Paryżu, by omówić sytuację wokół Ukrainy, a właściwe omówić co robić – w sytuacji, gdy dostały czarną polewkę od USA. Jak się można było spodziewać przywódcy państw UE pogadali, pogadali i… zadowoleni rozjechali się do domów. W tym czasie krowy się wypasały, zeszły z pastwiska i same się wydoiły. Ot, taka europejska tradycja.
Nie dziwię się prezydentowi Trumpowi, że chce trzymać Europejczyków daleko od stołu negocjacyjnego. Gdy patrzymy na płaczących polityków UE (niemiecki dyplomata Christoph Heusgen, marszałek Szymon Hołownia), to należy zadać sobie pytanie: czy to są właściwi partnerzy do negocjacji? Partnerzy, na których można polegać, którzy wspomogą w trudnych chwilach w czasie rozmów? Prezydent Trump doszedł widocznie do wniosku (i słusznie), że elity europejskie nie będą dla niego żadnym wsparciem, a jedynie dojmującym obciążeniem.
I co ważne, po drugiej stronie stołu zasiądzie polityczny predator – Władimir Putin. I to jest polityk (czy komuś się to podoba czy nie), którego należy traktować śmiertelnie poważnie. Stojąc naprzeciwko Putina nie można mieć za plecami Heusgena czy Hołowni, bo to nie wygląda poważnie. Chyba, że byłby to jakiś szczwany plan, że Putin widząc płaczków (a w tym czasie konsumowały krewetkę) zadławiłby się (śmiejąc się) i z tego łez padołu by zszedł.
Jakiś plan jest, który zupełnie za free podsuwam prezydentowi Trumpowi.