Komisja Europejska sprawdzi, czy platforma X będzie promować wywiad jej właściciela, amerykańskiego przedsiębiorcy i miliardera Elona Muska z przewodniczącą Alternatywy dla Niemiec (AfD) Alice Weidel – przekazał rzecznik KE Thomas Regnier. Regnier ostrzegł, że jeśli rozmowa z Weidel będzie ponadprzeciętnie widoczna na X – w ramach prowadzonego od grudnia 2023 r. postępowania wobec tej platformy – Komisja Europejska przyjrzy się, czy serwis zapewnił użytkownikom możliwość np. wyłączenia streamingu oraz czy nie użył algorytmów do nadania mu większej widoczności. Jak wyraźnie widać, „demokracja walcząca” rozwija się nie tylko w Polsce, ale znajduje się w gwałtownym natarciu w całej UE.
Żeby sprawa była jasna, AfD ani mi brat, ani swat. Jak sobie Niemcy pościelą, tak się wyśpią. Jeżeli AfD jest formacją nielegalną, działającą niezgodnie z niemieckim prawem i konstytucją, to rozumiem, że wkrótce oni wszyscy (działacze AfD) pójdą do więzienia! Oczywiście dworuję sobie teraz, bawiąc się przy tym dobrze, bo nikt do tej pory nie zdelegalizował i wiele wskazuje na to, że nie zdelegalizuje AfD, gdyż od strony formalno-prawnej jest to mission impossible.
O co więc chodzi p. Regnierowi, że zaczął warczeć na Elona Muska jak motor na pełnych obrotach? Ano chodzi o to, że na europejskiej kanapie wszystkie miejsca są już od dawna zajęte przez starych lewicowych wyjadaczy i może – w łaskawości swojej – kogoś by tam na kolana przygarnęli (jakąś koncesjonowaną prawicę), ale już samego miejsca na kanapie oddać nie zamierzają, bo to i ciepło, i wygodnie zarazem! Nie po to króluje nam demokracja, by zwyciężyli ci, co nie mają zwyciężyć! Dlatego też owej demokracji należy bronić, a najlepiej bronić – walcząc. Stąd też ukuł się przecudnej urody termin „demokracja walcząca” (taka moja teoria), co należy czytać wprost: spróbujcie nasze miejsce na kanapie zająć, a z radością urwiemy wam cohones.
Towarzysze z Zachodu wiedzą z historii, że metoda „krótko za mordę” jest mało skuteczna w dłuższej perspektywie czasu, więc próbują teraz „na miękko” – będą walczyć o demokrację, a pierwszą ofiarą tejże walki jest… wolność słowa. I właśnie z tym mamy do czynienia, słuchając słów Thomasa Regniera. On nie mówi między wierszami, on nawet nie mówi między literami, on wali wprost między oczy: w-p-r-o-w-a-d-z-i-m-y CENZURĘ! I miejsca na kanapie będziemy bronili jak niepodległości! Krótko mówiąc, Europejczycy mogą wybrać sobie kolor samochodu, jaki chcą, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny.
Widocznie Thomas Regnier nie pamięta słów Karola Marksa (pioniera komunizmu), że „prawo o cenzurze nie jest prawem, tylko środkiem policyjnym. I jest to zły środek policyjny, bo nie osiąga tego, co zamierzono, a osiąga to, czego nie zamierzono”. Już dzisiaj internauci z Europy starają się oszukać algorytmy weryfikujące treści zamieszczane w sieci: zamiast „czarni” – piszą „niebiescy”, zamiast „Żydzi” – piszą „Rzymianie”. Przypominają się stare (wcale nie dobre) czasy, gdy za komunizmu nie można było mówić źle o Rosjanach, ale już o ruskich pierogach, że były np. niesmaczne – jak najbardziej. I tak wszyscy wiedzieli, o czym rozmawiano, z czego się śmiano. Aberracja, a i owszem. Stare wraca z impetem.
Alberto Manguel, argentyński intelektualista, pisał: „Populistyczne reżimy chcą nam odebrać pamięć, zaliczają więc książki do zbytecznych luksusów. Reżimy totalitarne nie chcą, żebyśmy myśleli, zakazują więc, grożą i cenzurują. Jednym i drugim chodzi o to, byśmy byli głupi i pokornie godzili się z naszą degradacją. Zachęcają więc do konsumpcji szmiry. W takiej sytuacji czytanie staje się czynnością wywrotową”.
Także zachęcamy do czytania M24, do odważnej krytyki, do „działań wywrotowych”. Wszystkich nas przecież w więzieniach nie zamkną!