W redakcji Wirtualnej Polski temperatura skoczyła powyżej 42 stopni Celsjusza. Panie redaktorki omdlewają, panowie redaktorzy przykładają sobie lód do rozżarzonego czoła — jednym słowem Kloto (jedna z trzech Mojr) powoli kończy swoją żmudną pracę w redakcji wp.pl. Już niedługo przyjdzie nam zapalać znicze pod siedzibą portalu oraz składać wieńce z napisem: Requiescat In Pace! Co spowodowało ten stan, który niebezpiecznie zagotował dziennikarzy Wirtualnej? Sprawcą jest sam on… Daniel Obajtek, który na jednym ze spotkań z wyborcami (Panie Donaldzie, a może by tak w ramach demokracji walczącej zabronić pisorom takich spotkań, by ludziom w głowach chochlą nie mieszali?) miał powiedzieć:
„Już nawet historię potrafią zakłamywać. Wystarczy iść do paru muzeów w Europie czy innych. Zobaczcie sobie, naziści są jacyś ludzcy, my, Polacy, jesteśmy, jacy jesteśmy. Nauczyli nas co poniektórzy schodzić z drzewa, a tak naprawdę to my nauczyliśmy co poniektórych jeść widelcami” — mówił europoseł PiS w Mielcu. „Jak polscy królowie modlili się w katedrach, to oni skakali po drzewach. Jak chcą widzieć Europę czystą, to niech przyjadą do Polski, choćby nawet tu, i zobaczą Europę czystą, bo w tej Brukseli niedługo w śmieciach zginą i szczury ich zagryzą.”
Lud nad Wisłą wzburzył się na słowa Obajtka (niestety nie cały). Jakieś „Szkło kontaktowe” (to chyba TVN) próbowało znaleźć kontakt z rzeczywistością, ale jak znam życie, poniosło stalingradzką klęskę. Teraz czekamy tylko na uroczyste oświadczenie ambasady belgijskiej, która da odpór pisowskim kłamstwom. Dlaczego z niecierpliwością (znaczy nie ja, ale dziennikarze WP) czekamy na reakcję dyplomatów Królestwa Belgii? Nie wiem, czy pamiętacie Państwo, jak prezes Kaczyński mówił o strefach zamkniętych w Szwecji, gdzie obowiązuje alternatywna rzeczywistość, gdzie państwo Trzech Koron sprawuje władzę czysto iluzoryczną? I poszły konie po betonie: oburzeni politycy nie mogli nadziwić się głupocie prezesa PiS, polskie media miały ubaw po pachy, a pan ambasador Szwecji poczuł się w obowiązku złożyć list protestacyjny… A dzisiaj Szwedzi zastanawiają się, jak tu wyprowadzić wojsko z koszar, bo policja — właśnie w tych strefach — nie daje sobie rady z szalejącą przestępczością. No, ale kto o tym dzisiaj pamięta?
Z tymi widelcami to temat już zgrany i wielokrotnie omówiony. Prawdopodobnie król Henryk Walezy (100-procentowy Francuz) umiał jednak posługiwać się nożem i widelcem, tyle że uciekając z Polski, zabrał ze sobą srebrną zastawę. Pewnie gdzieś tam w Luwrze zbierają dzisiaj kurz, jeżeli wcześniej Rewolucja Francuska – w akcie dziejowej sprawiedliwości – nie rozdała jej motłochowi. Natomiast toaletę (znaczy się ustęp) na Wawelskim Zamku Walezy zobaczył po raz pierwszy w życiu, co musiało wywołać u niego niejaki szok, bo we Francji faktycznie w tej dziedzinie skakano jeszcze po gałęziach, czyli robiono do wiader, w kominki oraz w pierwszy wolny kąt pałacu.
Co do czystości ulic zachodnich miast, to pamiętam rozmowę z moją śp. Mamą, której opisałem brud panujący na ulicach Düsseldorfu (oczywiście nie wszystkich). Powiedziała (a była urodzona na Kaszubach przed II wojną światową), że to niemożliwe, bo Niemcy „trzymają porządek”. Nie trzymali, a sądzę, że teraz sytuacja się jeszcze pogorszyła, zwłaszcza w dzielnicach, gdzie mieszkają nowo co przybyli „inżynierowie i lekarze”, którzy „wzbogacają kulturowo” tamtejsze społeczeństwa. Jak sytuacja w zachodnich miastach wygląda, można zobaczyć tutaj: link.
Także nie ma co robić z Daniela Obajtka „czarnego luda”, by później nie musieć wchodzić pod stół i odszczekiwać. Zresztą o jakim ja „odszczekiwaniu” tutaj piszę, skoro jedna afera goni drugą, jedno kłamstwo przykrywane jest kolejnym, gra na emocjach osiąga następne poziomy i nie ma końca. Za kilka lat nikt już nie będzie pamiętał o „szokujących” słowach Obajtka czy Kaczyńskiego. Kolejni dziennikarze wp.pl, niepomni na bzdety swoich poprzedników, napiszą coś z sufitu, by zaspokoić oczekiwania przełożonych. Czy rewelacje wp.pl mają związek z rzeczywistością? A jakie to ma znaczenie?

To nie jest wyjątkowy widok. To codzienność w niemieckich miastach.