Trwają spekulacje na temat miejsca pobytu posła Romanowskiego. Są tacy, którzy twierdzą, że został żywcem zamurowany w jednej z piwnic Pałacu Prezydenckiego. Pokarm donoszą mu tresowane białe myszy. Inni opowiadają, że posła Romanowskiego widzieli w kombinezonie przeciwpożarowym, kiedy to śpieszył wraz z innymi druhami gasić pożar, jeszcze inni, że był widziany w chórze Opus Dei, kiedy to śpiewał chorały gregoriańskie na cześć i chwałę ministra Bodnara i całej reszty nielegalnych prokuratorów, by skruszyć ich zatwardziałe serca. Natomiast ja uważam, że poseł Romanowski spożywa właśnie kolację w Budapeszcie i za dni kilka wygłosi orędzie do Polaków, ze szczególnym wskazaniem miejsca gdzie ma Tuska i Bodnara. Oczywiście poprosi Węgrów o azyl polityczny i…go otrzyma. A wtedy zacznie się jazda bez trzymanki.
Najlepiej byłoby, gdy obóz rządzący uznał sytuację za niebyłą. Może i tam jesteś (Romanowski), a może i nie, kto to wie?! Nie będziemy tego sprawdzać, siedź tam ile dusza zapragnie, jedz gulasz lub halaszle i nie zawracaj nam – przysłowiowej – gitary. Ale – jak sądzę – tak się nie stanie. Nie po to nielegalni prokuratorzy ciemnicę przygotowali, nie po to szczypce do białości w rozgrzanych węglach trzymali, nie po to rękawice lateksowe przygotowali, by im teraz poseł Romanowski bezwstydnie zbiegł na Węgry! I grał na nosie cygańskie romanse. A wszystko to, co tak pięknie było przygotowane (i cela, i szczypce, i lateksowe rękawiczki) pójdzie teraz do muzeum sztuki średniowiecznej, jako namacalne dowody krwawej hiszpańskiej Inkwizycji. O nie! Polska wystawi Czerwoną Notę i wezwie Węgrów do natychmiastowego wydania posła Romanowskiego.
Viktor Orban, który ma Tuska tam gdzie go ma, pokaże bodnarowcom gest Kozakiewicza prosto z Moskwy i (to może być najciekawsze) będzie musiał (musiał, nie musiał) uzasadnić swoje stanowisko. I to dopiero będzie ciekawe. Dlatego już dzisiaj apelujemy do Ministerstwa Spraw Zagranicznych naszych Bratanków, by owo uzasadnienie w całości przetłumaczyli na język polski i rozesłali po zaprzyjaźnionych redakcjach, które jeszcze nie zostały wpisane na listę firm strategicznych. Dlaczego przetłumaczyli? Już wyjaśniam. Kto zrozumie: „Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát”? („Polak Węgier, dwa bratanki i do bitki, i do szklanki”). Toż to nawet przy pisaniu tylko tego jednego zdania paznokieć mi się połamał w trzech miejscach!
Chciałbym wiedzieć dlaczego poseł Romanowski nie zostanie wydany bodnarowcom, ale co ciekawsze, chciałbym widzieć piruety samych bodnaroców z krainy Tuskolandii, którzy będą musieli zbijać argumenty Węgrów.