Wojna dobiegała końca. Wydawało się, że po najczarniejszej nocy nadejdzie świt. Nadchodził – ale nie dla każdego…
Tylko jeden jedyny naród walczył przez całą okupację, od 1 IX 1939 do 8 V 1945 – nieprzerwanie. Tylko jeden naród nie kierował się wyłącznie swoim interesem, ale przelewał krew za wolność innych. Tylko jeden patrzył, jak równają jego stolicę z ziemią. I ten naród zdradzono o świcie.
Zaproszenie na drinki i kanapki
27 III 1945. Godzina 11. Willa w Pruszkowie. W salonie podano przekąski. Każdemu z zaproszonych na rozmowy przywódców Polskiego Państwa Podziemnego Sowieci zagwarantowali, że będzie mógł po spotkaniu bez przeszkód wrócić do domu. Zaproszenie dotyczyło rozmów z radzieckimi władzami cywilnymi i wojskowymi… Ale czy Sowietom można zaufać? To pytanie zadawał sobie każdy z Szesnastu w tamten pamiętny dzień. Przecież był Katyń, była akcja „Burza” i „czerwona zaraza” na prawym brzegu Wisły, gdy Warszawa wykrwawiała się w Powstaniu, były świeże groby 150 tys. Polaków – ofiar sowieckiej okupacji na Wschodzie…
Do salonu docierają kolejni krajowi przedstawiciele ugrupowań niepodległościowych. Nie byli naiwni. Nie mieli złudzeń. Jeden z nich, Kazimierz Kobylański, napisze po latach: „cel był tak ważny, że należało zaryzykować nawet wolność osobistą”. Tym celem było ratowanie nadziei, że do przyszłego rządu dopuszczeni zostaną prawdziwi przedstawiciele Polaków.
Pokonany zwycięzca
Aby zrozumieć w pełni potworność tej sytuacji, obłudę sowieckiego „sojusznika” oraz służalczość Zachodu wyobraźmy sobie scenariusz pewnej kreskówki. Oto grupa rycerzy zmaga się ze strasznym potworem. Jeden z walczących wykazuje się niezwykłym męstwem i honorem. Potwór zostaje pokonany, ale towarzysze zamiast wspólnie świętować – patrzą, jak jeden z nich kopie i bije owego dzielnego rycerza, okrada go i wysyła do więzienia. Nie ma morału. Nie ma dobrego zakończenia. Kto z nas, dorosłych, pozwoliłby oglądać taką bajkę swojemu dziecku? Nikt. To nie jest dobra opowieść. Ale to nie wytwór chorej wyobraźni, lecz historia końca II wojny światowej i powojennego „ładu”. Mówił o tym Jan Paweł II pod Monte Cassino: „My, Polacy (…) znaleźliśmy się, jako alianci zwycięskiej koalicji, w sytuacji pokonanych, którym narzucono na czterdzieści lat dominację ze Wschodu”.
Lot w nieznane
27 III, godzina 15. Zgromadzonym w pruszkowskiej willi zostaje podana informacja, że troje brakujących, w tym Komendant Główny AK gen. Leopold Okulicki, są już u marszałka Żukowa w Lublinie. Wszyscy obecni mają tam dotrzeć jak najszybciej. Samolot czeka gotowy. Co czuli, o czym myśleli Polacy, widząc „honorową eskortę” radzieckich pachołków z pepeszami? Czy w sercu robili rachunek sumienia, żegnali polską ziemię, obejmowali modlitwą rodziny? Tego nie wiemy. Samolot wystartował, ale lot nie był zaplanowany do Lublina. Kierunek: okryte najgorszą sławą moskiewskie wiezienie na Łubiance.
Sprawiedliwość po sowiecku
Czekało ich śledztwo i sąd. Szesnastu wspaniałych: gen Leopold Okulicki, Jan Stanisław Jankowski, Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Pużak, Adam Bień, Aleksander Zwierzyński, Kazimierz Bagiński, Eugeniusz Czarnkowski, Józef Chąciński, Stanisław Mierzwa, Zbigniew Stypułkowski, Franciszek Urbański, Józef Stemler-Dąbski, Kazimierz Kobylański, Stanisław Michałowski. Antoni Pajdak był wyłączony z procesu. To ostatni przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego, fenomenu w okupowanej przez nazistowskie Niemcy Europie, fenomenu, o którym powinny uczyć się dzieci od Islandii po Sycylię, od Alaski po Ural. Bo takiego fenomenu w historii świata nie było! Ci ludzie stanęli przed sądem. Apele ambasadorów polskich w USA i Wielkiej Brytanii zostały przez Zachód zignorowane. Sowiecka bestia ledwie prychnęła pogardą w odpowiedzi. Poprzedzony trzymiesięcznym więzieniem i śledztwem w radzieckim wydaniu, Proces Szesnastu był i pozostał synonimem farsy sprawiedliwości i brawurowej kariery absurdu.
21 VI 1945. Zapadają wyroki. Część z osądzonych nie dożyje końca kary. Niektórzy wrócą do Polski, gdzie trafią do komunistycznych więzień lub zostaną wyrzuceni na emigrację. Złamane życiorysy, stracone nadzieje.
Nad Tamizą i Sekwaną świeci słońce. Ludzie jedzą bagietki, piją herbatę. Za oceanem spokojnie. Literacki krzyk sprzeciwu Georga Orwella jest interesujący dla wąskiej grupy intelektualistów. Kazimierz Wierzyński pisze wiersz Na proces moskiewski. Nad Wisłą na kilkadziesiąt lat zapada noc…
Sowiecką Rosję słusznie prof. Szaniawski nazwie „Imperium Zła”!
A Europa na tchórzostwie będzie próbowała budować „pokój” i „ład”. Nie pierwszy i nie ostatni raz…