Nie pisałem dotychczas o toczącej się kampanii prezydenckiej w naszym nieszczęśliwym kraju. Nie oglądałem też debat kandydatów. Co najwyżej podrzucone mi przez znajomych co bardziej smakowite fragmenty. Ale dzisiejsza debata zorganizowana przez Super Express, której również nie oglądałem na żywo, ale przejrzałem spore fragmenty nagrania, robiła wrażenie dość wyjątkowej, jak na nasze marne standardy życia publicznego. I to co najmniej z trzech powodów.
Po pierwsze – była w bardzo oryginalnej i ciekawej formule, w której to wyłącznie kandydaci zadawali sobie bezpośrednie pytania, jak rozumiem wybranym (czy może wylosowanym, proszę o skorygowanie jeżeli się mylę) kontrkandydatom. Po drugie – prowadzący dziennikarze (pełne uznanie) zachowali daleko idącą powściągliwość i przy dużej kulturze prowadzenia momentami bardzo gorących sporów, nie przeszkadzali dyskutantom. I wreszcie po trzecie, zważywszy na oświadczenie jednego z kandydatów, który nie wytrzymał ciśnienia i zadeklarował chęć wykluczenia już nie tylko z debaty, ale wręcz z całego życia politycznego nielubianego kontrkandydata, mogła to być ostatnia taka debata z poszanowaniem konstytucyjnej wolności słowa i swobody wyrażania poglądów. Pożyjemy, zobaczymy.
A póki co cieszmy się naszą młodą demokracją, raz nazywaną ludową, innym razem demo-liberalną, ale zawsze walczącą o lepsze jutro. Pozostaje tylko pytanie: dla kogo ma być to lepsze jutro?!