Jest październik 2021 roku. Widownia Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej w Warszawie zamiera z wrażenia. A potem jest długa owacja na stojąco. Dobiega końca XVIII Międzynarodowy Konkurs Chopinowski. Bruce Liu gra Koncert e-moll op.11. I cały świat po raz setny przyznaje, że muzyka artysty z Żelazowej Woli – tak wyłącznie, tak prawdziwie polska – jest otwarta dla wszystkich, od Kanady po Chiny. Jest muzyką dla wszystkich epok. I wszystkich kontynentów.
Ale to wszystko dopiero będzie…
Póki co mamy rok 1983. Piosenka Gazebo I like Chopin wdziera się na pierwsze miejsca list przebojów. Dyskoteki szaleją. O Chopinie słyszą wszyscy, nawet ci, którzy o nikim nigdy ze świata klasyki nie słyszeli. Czy Chopin byłby z tego dumny? Pewnie skwitowałby to żartem, celnym i złośliwym. I pewnie takim samym żartem skwitowałby to, że stał się bohaterem i ikoną kultury masowej – on, elita elit. Najwyższa arystokracja muzyki.
Ale to wszystko dopiero nastanie…
Póki co mamy rok 1944, 7 września, Warszawa. Miasto płonie, krzyczy, umiera. Do św. Krzyża wchodzą kaci Warszawy – ci, którzy przez lata okupacji karali śmiercią za granie utworów Chopina. Wykradają z kolumny wmurowaną tam urnę z pamiątką Artysty. Ale nie wywiozą jej ze stolicy. Dowódca wojsk niemieckich z niewiadomych przyczyn odda ją – Polakom. Serce pozostaje tam, gdzie jest skarb.
Ale to wszystko dopiero przyjdzie…
Póki co mamy 1863 rok. Do mieszkania siostry Chopina wkracza kozacka dzicz. Będą się mścić za to, że Polacy podnieśli głowy do zrywu, że Powstańcy Styczniowi przygotowali zamach na carskiego namiestnika – wyrzucają z okna fortepian Chopina. C.K.Norwid pisze swój wstrząsający poemat. A serce ściska żal i bezsilna złość, że ideał musi sięgać bruku…
Ale to wszystko dopiero się stanie…
Póki co mamy 1849 rok, jesień, październik. W paryskim salonie zamieszanie. Damy z wyższych sfer nawiedzają umierającego geniusza, rysownicy szkicują, ktoś śpiewa, ktoś gra, ktoś szlocha. Ukochana siostra Ludwika czuwa. Łagodzi cierpienia. Przywołuje najczulsze wspomnienia: domu, Polski, przyjaciół, zmarłej siostrzyczki Emilki, kochanego papy. Fryderyk wie, że do nich odchodzi. Zostawia polecenia: co spalić, co zagrać na pogrzebie. Żałuje matki, najdroższej, najczulszej, która straci kolejne dziecko. Głos jego słaby, ale przekonujący. Ludwika obiecuje, że zabierze jego serce do swoich, do Ojczyzny…
Ale to wszystko dopiero będzie…
Póki co jest rok 1830, 2 listopada. Dwudziestoletni Chopin udaje się na emigrację. Czuje, że już nigdy nie wróci. Zaraz wybucha Powstanie Listopadowe. Chopin koncertuje i komponuje, zachwyca salony muzyczne i przeżywa rozczarowania. Rzuca na kolana największych artystów epoki, ale i czuje się głęboko nierozumiany, obcy. Udziela lekcji tym, których na to stać, ale nieraz ociera się o finansowe kłopoty. Rodziców ujrzy już tylko raz, na siostrę czekać będzie w ostatnich tygodniach przed śmiercią. Rzuca się w wir szaleńczej pracy – która ostatecznie go zabije, razem z gruźlicą i prawdopodobnie mukowiscydozą. Ubiera się modnie. Podróżuje. Pisze listy, smutne i zabawne zarazem. Wdaje w trwający wiele lat trudny romans z George Sand. Ma prawdziwych przyjaciół, fanatycznych wielbicieli, ba, nawet garstkę osób mu nieprzychylnych. Ale całe jego życie emigracyjne: w Paryżu, Nohant, na Majorce, w Londynie czy Wiedniu, to tęsknota – i muzyka.
Ale to wszystko dopiero nastanie…
Póki co mamy rok 1810, jesień. Chopinowie przeprowadzają się do Warszawy. Zamieszkują w Pałacu Saskim bo Mikołaj Chopin ma jako nauczyciel prawo do służbowego mieszkania w mieszczącej się tam szkole. Już za chwilę mały Frycek będzie tupał po Krakowskim Przedmieściu, z młodszą siostra Emilką wybierał na zimową ślizgawkę i wiosenne fiołki – ulubione kwiatki, towarzyszące zawsze jego urodzinom. Będzie zasiadał do fortepianu i dawał pierwsze, dziecięce koncerty, pisał zabawne wierszyki i grywał w amatorskich teatrach, pięknie szkicował, a potem zawiązywał wielkie przyjaźnie, bywał w kawiarniach, wyjeżdżał na letnisko, by podreperować słabawe zdrowie, kochał pierwszy raz, bawił na ziemiańskim weselu. Aż po rok 1830, gdy ponoć z urną polskiej ziemi wyjedzie, by nigdy nie wrócić.
Ale to wszystko dopiero ma się wydarzyć…
Póki co mamy rok 1810, 22 lutego lub 1 marca. Tę pierwszą datę znajdziemy w parafialnych dokumentach. Drugą podawała rodzina Fryderyka i on sam. W oficynie dworku hrabiego Skarbka w Żelazowej Woli rodzi się dziecko. Ojciec gra na skrzypcach. Mama z czułością patrzy na swojego synka. Właśnie przyszedł na świat ten, o którym kiedyś napisze Norwid: „rodem warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel”. Ten, który tworzył muzykę. Który zmienił muzyczne oblicze świata. I który cały – był muzyką. Fryderyk Chopin.
Pani Karolino, więcej, więcej , więcej
tekstów. Forma i treść przepiękna.