Na placu stało więcej osób. Ale głównymi aktorami dramatu, który się rozegrał, było dwóch więźniów i ich oprawca.
Pierwszy to młody mężczyzna. Właśnie skazany na śmierć za ucieczkę współwięźnia. Drogi to staruszek – ksiądz. Poprosił komendanta obozu, aby mógł wziąć na siebie jego śmierć. Otrzymał zgodę.
To nie była jedyna wstrząsająca scena, która rozegrała się w niemieckim obozie Auschwitz. Ale żadna nie wstrząsnęła obozem tak mocno – zarówno tymi którzy cierpieli, jak i zadającymi cierpienia. Bo oto w bezdenną przestrzeń rozpaczy, bólu i umierania wdarł się promień bezgranicznej miłości. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał. Nie tutaj. Nie teraz. Nie na tym apelu. Ani żadnym innym.
I był jeszcze jeden aktor dramatu. Na imię miał Witold. Na nazwisko Pilecki. Jemu dane będzie przeżyć to piekło – zabiją go kilka lat później, oprawcy równie okrutni, tylko w innych mundurach.
Pilecki widział i w Raportach z Auschwitz zanotował (pisownia oryginalna):
„Wybiórka” na śmierć odbywała się zaraz po apelu, na którym stwierdzono nieobecność zbiega.
Przed blok stojący w dziesięciu szeregach, a z którego uciekł więzień, zjawiał się komendant obozu ze świtą i przechodząc przed szeregiem kiwał ręką na tego więźnia, który mu się podobał lub może nie podobał.
Szereg przeglądnięty robił pięć kroków „naprzód marsz”! i świta szła przed szeregiem następnym.
Były rzędy z których wybierano paru lub nie brano nikogo.
Najlepiej było, gdy kto odważnie patrzał w oczy śmierci – tego przeważnie nie brano.
Nie wszyscy wytrzymywali nerwowo i czasami któryś za plecami komisji przebiegał naprzód, do szeregu już przejrzanego – tego przeważnie właśnie zauważyli i wzięli na śmierć.
Razu pewnego zdarzył się wypadek, że gdy wybrano młodego więźnia- z szeregów wystąpił staruszek – ksiądz i prosił komendanta obozu, by wybrał jego, a zwolnił tamtego młodego od kary. Moment był silny – blog skamieniał z wrażenia. Komendant się zgodził. Ksiądz – bohater poszedł na śmierć, a tamten więzień wrócił do szeregu.
13 marca 1995 roku, trzydzieści lat temu, zmarł Franciszek Gajowniczek – ten, za którego w piekle Auschwitz poniósł śmierć św. Maksymilian Maria Kolbe.