Wiosna w pełni. Wielkanoc za nami. Kwiecień dobiega końca. Rozpoczął się maj. Wyjmuję z przepaści szafy biało-czerwoną deklarację i z dumą ozdabiam okna swojego domu. Nie ja sama. Tak samo czynią setki, tysiące, dziesiątki tysięcy, miliony moich Rodaków. Łopot flag mówi, że oto nadszedł 3 Maja. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze tak niedawno, kilkadziesiąt lat temu, pilnowano skrzętnie, by te flagi powiewały 1 maja i tylko wtedy. Dwa dni później symbol narodowy był zamachem na ludową władzę…
Kościół wypełnia się ludźmi. Za chwilę rozpocznie się Msza za Ojczyznę. A potem nabożeństwo. I znów świątynia nabrzmieje śpiewem niczym zapachem kwiatów, i będziemy powtarzać wezwania, aż do końca, do tego, które zawsze, niezmiennie wywołuje we mnie dreszcz wzruszenia: „Królowo Polski – módl się za nami!“.
Przed nami 3 Maja – Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i równocześnie jedno z dwóch najważniejszych świąt narodowych w polskim kalendarzu – Konstytucji 3 Maja.
Nie jest przypadkiem, że w ten sam dzień obchodzimy uroczystość religijną – i święto patriotyczne. Nie jest przypadkiem, bo nic nie jest przypadkiem, bo przypadek nie istnieje. Wszystkim kieruje Opatrzność Boża.
Przypomnijmy kilka faktów.
Rok 1791. Sejm Wielki przyjmuje Ustawę Rządową, znaną pod nazwą Konstytucji 3 Maja.
129 lat później papież Benedykt XV przychyla się do prośby polskich biskupów i zatwierdza dzień 3 maja jako święto NMP Królowej Polski.
Rok 1920, Polska dopiero co odzyskała niepodległość po 123 latach zaborów i musi bronić jej przed nawałą bolszewicką. Ostateczne zwycięstwo przyjdzie 15 sierpnia, w Uroczystość Wniebowzięcia.
Ale głęboka świadomość, że Matka Chrystusa jest obecna w szczególny sposób w historii kraju nad Wisłą, nie narodziła się ani w XX, ani w XVIII wieku, ale sięga samych początków polskiej państwowości.
Piastowscy władcy stawiali Jej świątynie, polskie rycerstwo szło z Jej Imieniem do boju, Jej śpiewano „Bogurodzicę”. Sama Matka Boża objawiła u progu XVII wieku włoskiemu jezuicie, Juliuszowi Mancinellemu, że ten kraj szczególnie umiłowała. Niespełna 150 lat przed uchwaleniem Konstytucji 3 Maja Maryja ratuje Jasną Górę przed Szwedami, a ówczesny król, Jan Kazimierz, ogłasza Maryję Królową Korony Polskiej i składa przed Jej obliczem słynne śluby.
Maryja ukochała Polskę.
Ale Maryja kocha miłością mądrą, a więc wymagającą.
Jan Kazimierz przyrzekał zadbać o należną Matce Bożej cześć i większą sprawiedliwość społeczną, wystarać się w Stolicy Apostolskiej o zatwierdzenie Jej święta i poprawić los chłopów. Czy przyrzeczenia zostały dotrzymane?
Wtedy, w momencie ich składania, Polska była potęgą. Półtora wieku później sytuacja uległa zatrważającej zmianie. Targana wewnętrznymi konfliktami, umęczona swoim własnym systemem politycznym, Polska stała się coraz bardziej uzależniona od sąsiadów. W 1772 roku sięgną po jej ziemie, dokonując I rozbioru. Straci polityczną wielkość, ale od tego jeszcze gorszy jest upadek duchowy narodu.
Wielu historyków uważa zwołany w 1788 roku Sejm Wielki i jego dzieło, Ustawę Rządową, za ostatnią próbę ratowania Ojczyzny. Nie brakuje też takich, którzy widzą w nich owoc niebezpiecznej myśli, odstępstwa od wartości katolickich i narodowych.
Czy Konstytucja mogła uratować Polskę?
Nie mogła. I nie uratowała. Nastąpił II (1793) a potem III (1795) rozbiór kraju. Rozpoczęła się długa noc niewoli.
W 1791 roku było za późno na uratowanie czegokolwiek. I nie od zmiany ustroju pownien rozpocząć się proces ratowania…
Wróćmy do Jana Kazimierza, do tego momentu, gdy ślubował na kolanach przed Obliczem Maryi. Wróćmy do tego, co stanowiło sens tych ślubów: oddanie Polski w duchową władzę Matki Najświętszej, co zaowocować powinno miłością do bliźniego, nawet tego najmniejszego, którym w tamtych czasach był pańszczyźniany chłop. Po trzech wiekach do ślubów Jana Kazimierza nawiąże w milenijnych obchodach Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński, doskonale rozumiejący, że zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przyjdzie przez Matkę Boską.
A co na to Maryja?
Maryja powiedziała wyraźnie: „Uczyńcie, co wam mówi Syn“. Powiedziała to sługom w Kanie i nie przestaje mówić do dziś. Wszystkim. Te słowa wznoszą się ponad dramat Sejmu Wielkiego, ponad sprzeczne oceny historyków, ponad piękną, trudną i bolesną historię naszego kraju. Te słowa zostały wypowiedziane, kiedy jeszcze nie istniało Państwo Polskie, zanim narodził się Jan Kazimierz i Stefan Wyszyński. Te słowa wyprzedzają wszystko. Nim Polska obrała Maryję swoją Królową – Matka Boża określiła, na czym ma polegać Jej panowanie.
Ile razy budowano bez Boga, wszystko obracało się w perzynę. Zatem każdy, kto ma sprawować jakąkolwiek władzę, powinien najpierw udać się do Kany Galilejskiej i posłuchać Jej słów. I my, zanim wywiesimy biało czerwone – flagi, zanim przystąpimy do obchodów dnia 3 Maja, powinniśmy udać się tam i wsłuchać w słowa, niezmienne aż po krańce dziejów: „Uczyńcie, co wam mówi Syn“.