Ludzie nauki (archaicznie „uczeni”, urzędowo „pracownicy naukowi”) to ludzie bardzo nieszczęśliwi. Uczą się, eksperymentują, wymyślają teorie, modelują… Żyją w świecie wyspecjalizowanych dziedzin. To mądrzy, kreatywni ludzie… Ale mają kilku (zajadłych, bezwzględnych i czasem śmiertelnych) wrogów.
-
- Pierwszym wrogiem jest ich własny charakter (pycha, próżność, żądza sławy…). Jeśli wiem wszystko o karaluchach, to wiem wszystko o ludziach! A prawda jest taka, że wiedza specjalistyczna (od entomologii po fizykę kwantową) może całkowicie zgodnie współistnieć z kompletną ignorancją, głupotą, naiwnością i wszelkimi innymi ograniczeniami naszej zdolności rozumienia tego, co wykracza poza wąskie ramy „specjalizacji”…
- Drugim wrogiem uczonych są koledzy „po fachu” – to są konkurenci w walce o uznanie, o tytuły do chwały… To są wyznawcy alternatywnych teorii, krytycy. I w tej walce mogą być zdolni do każdego plugastwa moralnego, żeby wykończyć oponentów, konkurentów, zdyskredytować ich osiągnięcia i wkład. Nie dotyczy to tylko prostaków i głupców jak Łysenko, zdolnych wykorzystać wsparcie polityków by – dosłownie! – zgładzić konkurentów – „wrogów”, ale również geniuszy jak Newton (prześladujący obsesyjnie Hooka).
- Trzecim wrogiem są nie-uczeni, „zwykli ludzie”, czyli „zdrowy rozsądek”, myślenie potoczne. Kto na „zdrowy rozum” może wierzyć w to, że ludzie po drugiej stronie Ziemi chodzą do góry nogami i nic im z kieszeni nie wypada! Na zdrowym rozsądku opiera się magia. Gdy widzisz, jak ktoś w cyrku piłą przecina kobietę i wiesz, że jesteś w cyrku, to choć nie rozumiesz jak to się dzieje, ale wiesz, że zmysły (magik) cię oszukują. Ale czy cały świat to cyrk? Kto jest tym złym (dobrym) magikiem?
- I jest czwarty typ wrogów – to filozofowie. Poszukiwacze „istoty” rzeczy. Oczywiście nie są to „uczeni” – coś wiedzą, ale trochę, nie za dużo. W końcu „istota” rzeczy to coś zgoła odmiennego od rzeczy takich jak karaluchy czy kwarki, butelka wódki czy czarna dziura. Szewc wie jak, z czego i jakie zrobić buty, ale czy wie czym jest „istota buta” (Sokrates). Filozof nie „szuka” prawdy, on pyta „czym jest prawda”, czyli to, czego szukają uczeni, choć nie wiedzą, czego szukają i czy to co znajdują jest prawdą czy iluzją. Filozofowie jak uczeni nie są wolni od wad charakterów uczonych. Nie są wolni od zajadłości w krytyce. Nie są wolni od zdroworozsądkowych „przesądów”. Są ludźmi.
Nic przeto dziwnego, że uczeni są nieszczęśliwi i często to nieszczęście topią w alkoholu, żyją w samotności, stają się sarkastyczni i złośliwi. Nie potrafią cieszyć się… życiem. Ale nie mają co narzekać. Filozofowie mają najgorzej. Wdają się w nonsensowne i nierozstrzygalne spory, czasem kłócą się „kulturalnie”, czasem sięgają po fizyczną przemoc – w końcu śmierć „kończy” najskuteczniej każdą debatę. Oczywiście nie wszyscy Filozofowie są potencjalnymi mordercami. Jeśli potrafią utrzymać nerwy na wodzy, to uprawiają… poezję. Czy poeci są nam potrzebni? Tak! Ale nauka to nie „pisanie wierszy”, krytyka – nie musu być arogancka, życie codzienne (potoczne) to raczej – proza, a filozofia (poezja) – to uświęcenie sympozjonu („wspólnego picia”), „świętowanie języka” (Wittgentein). Nic dziwnego, że Platon chciał wykluczyć poetów z idealnego Państwa (Republiki). Musiał być abstynentem i ascetą, jak każdy ponury tyran.
Wypijmy za zdrowie filozofów.
I słuchajmy z uwagą uczonych.
Czasem mają coś ciekawego, zaskakującego do powiedzenia.
Ale czasem się mylą.
A kto się lubi do tego przyznać?